sobota, 16 kwietnia 2005

W kinie

Ryszard Kaiser ze Skarszew pracuje jako kinooperator w "Sokole" w Starogardzie. Opowie nam, jak wygląda kino z perspektywy projektorów.







Okiem kinooperatora

Boczne drzwi kina. Otwiera starszy pan. Po chwili jesteśmy w środku. Przytulnie. Dwa stare projektory (ileż one filmów musiały wyświetlić), małe okienka z widokiem na salę kinową. Intrygujące.
Od kiedy jest pan operatorem?
- Od 1973 roku, a w SCK-u od 1993. Taka ciekawostka - operator jako zawód nie jest nawet uwzględniony w spisie profesji. Jak nim zostałem? Filmem zacząłem się interesować już w podstawówce, kiedy chodziłem na kółko fotograficzne. Potem zdałem kurs we Wrocławiu. W PRL-u było dużo większe zapotrzebowanie na operatorów. Kina były wtedy w każdej średniej miejscowości, na przykład w Zblewie, Lubichowie, Pelplinie i Skarszewach, gdzie pracowałem. Pamiętam, jak zrobił tam furorę "Love story".
Zostało w powiecie jedno duże w Starogardzie i małe, właśnie w Skarszewach. Jak to starogardzkie kino prosperuje?
- Jest bardzo ciężko, bo powstały multikina. Każdy, kto lubi film i ma pieniądze, wyjeżdża zobaczyć film tam, bo są wcześniej nowości.
Ogląda pan z konieczności mnóstwo filmów i to te same po wiele razy. Ma pan ulubione tytuły?
- Mnie już tak bardzo filmy nie interesują, ale mam. Lubię oglądać filmy życiowe, a nie jakieś fantasy. Moje ulubione to "Ogniem i mieczem", "Pianista", "Pan Tadeusz" i oczywiście "Titanic", który zresztą zgromadził najwięcej ludzi w historii kina w Starogardzie. Odtwarzało się go po kilka razy dziennie. Były ogromne kolejki i przedsprzedaże biletów. Chętnie są też oglądane polskie komedie. Z okienka widzę, ilu jest widzów. Przyjemniej się pracuje, jak przychodzi ich wielu. Ale teraz jest kryzys. Kino dostało po głowie pierwszy raz przez wprowadzenie telewizji, drugi jak weszły kasety, a teraz przez komercyjne stacje telewizji. Zawsze było tak, że od premiery w kinie do ukazania się w telewizji mijały 3 lata, a teraz przez te stacje to się zmieniło.
Na czym polega ta praca? Puszcza pan sobie film i ucina drzemkę?
- To tak się nie da. Jestem odpowiedzialny za dźwięk, ostrość, dopasowanie wszystkich parametrów, żeby film został odtworzony w jak najlepszej jakości. Wyjaśnię... Każdą szpulę filmu trzeba w odpowiednim momencie przełączyć.
Średnio film jest na 6 szpulach i ma długość 3000 m taśmy ("Aviator" miał nawet 4000 m). Każda szpula to od 17 do 20 minut filmu. W odpowiednich momentach się je przełącza. Przy tej czynności pomagają znaki na taśmie. Zawsze przed puszczeniem filmu sprawdzam, czy nie ma słabych sklejek i czy są odpowiednie znaki.
Są tu dwa projektory. Wyglądają na stare.
- Muszą być dwa. Jak jeden działa, to drugi czeka na swoją kolejkę. Faktycznie, są lepsze projektory, które same przerzucają taśmy, ale te nasze mają duszę. Trzymają w sobie kawał historii kinematografii. Nie są już młode, ale nadal dobrze wyświetlają.
Ile jest miejsc w "Sokole" i kiedy są najlepsze dni kina?
- 340 miejsc. Najwięcej osób przychodzi w weekendy. Wtedy puszczamy premiery. Jednak w obecnych czasach przychodzą tylko kinomani, stali bywalcy i młodzież. Starsi przychodzą na szlagiery. Ale od pewnego czasu nie widzę jakichś bombowych filmów.
Późno pan pracuje, od 14.00 do 23.00. Czy ogląda pan coś jeszcze w domu?
- Pracuję zawsze do wieczora, więc na filmy nie mam czasu. Oglądam już tylko programy przyrodnicze i sportowe. Rano oglądam wiadomości, a potem... rozwiązuję krzyżówki.
Marek Grania

Foto
Operator Ryszard Kaiser przewija szpule z filmem. Fot. M. Grania
Na podstawie Kociewiak dodatek do Dziennika Bałtyckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz