poniedziałek, 11 kwietnia 2005

Złoci Jubilaci państwo Kośmińscy

KRANEK, GM. SKÓRCZ. Finansowo w miarę. Dzieci mają dobrze, więc nie trzeba im pomagać. Gorzej ze zdrowiem.

Złoci Jubilaci państwo Kośmińscy
Schorowani bardzo. Jubilatka z trudem się z porusza, jubilat narzeka na serce.
Wczesnym przedpołudniem podjeżdżamy pod dom. Ona siedzi w oknie. Wypatruje nie wiadomo kogo, jako że wokół puste pola. On wpatrzony w ekran telewizora. Tak Felicja i Alfons Kośmińscy spędzają większość dnia. Wykonują tylko najpotrzebniejsze zajęcia, na inne nie pozwala stan zdrowia.
Posiadłość na Kranku, gdzie spędzają wspólne życie, kupili w 1963 roku.
- Trochę pieniędzy dałam ja, trochę on. Przedtem mieszkaliśmy u rodziców męża, Kośmińskich, na 8-hektarowym gospodarstwie, tu, niedaleko. Sami mamy 1,5 ha ziemi, ale dzierżawimy sąsiadom - mówi pani Felicja.
Obecni małżonkowie nie musieli się poznawać, bo mieszkali po sąsiedzku, oboje na Kranku. Jak to w małych wsiach bywa, wszyscy się znają i o wszystkim wiedzą. Znają też los pani Felicji i całej rodziny Brzósków, która podczas okupacji pewnej nocy została wysiedlona z 20-hektarowego gospodarstwa i wywieziona do Potulic.
- Jak ja tam musiałam ciężko robić... jak niewolnik... I w woły orałam, bronowałam. Ryczałam jak pies, kiedy mnie się te woły poplątały. Już dalej nie mogłam. Potem dali mi konie - wspomina swój koszmar pani Felicja.
Tam zamordowano jej ojca, Józefa. Pozostali członkowie rodziny po 4 latach niewoli mocno wyczerpani wrócili do domu. Pani Felicja z trudem wracała do normalności, ale kiedy po kilku latach nadarzył się kawaler, nie oponowała. Narzeczeństwo trwało rok. Chodzili na majówki i na zabawy do Skórcza. Ślub cywilny brali w Skórczu, a kościelny w Bydgoszczy. Przyjęcie weselne odbywało się w domu panny młodej.
- Razem z nami brał ślub mój brat. Był kuśnierzem w Gdyni. Już nie żyje. A zatem dwie młode pary ucztowały przy jednym stole, jak to się mówi. Nie było to wielkie wesele, jakieś 40 osób. Do tańca wykorzystaliśmy adapter - bambino.
Państwo Kośmińscy wychowali i wykształcili trzy córki. Jedna jest urzędnikiem w Urzędzie Miasta w Skórczu, druga ekspedientką, trzecia pracuje na gospodarstwie w Pączewie. Dziewczyny są największą chlubą rodziców. Dzięki nim dziadkowie doczekali 9 wnuków i 3 prawnuków. Najstarsza prawnuczka ma 8 lat, a najmłodszy prawnuk 3 latka.
Który okres życia najmilej wspominają? Kiedy byli młodzi, żyli bez obowiązków przy rodzicach, okres sprzed wojny. Jak opowiada pani Felicja, za wszystko odpowiadali rodzice, było beztrosko. A w małżeństwie już tylko obowiązki i wydatki, a utrzymywali się tylko z gospodarstwa. Lepiej zaczęło im się powodzić, kiedy usamodzielniły się dziewczynki, ale wtedy zaczęło szwankować zdrowie. Pani Felicja już 18 lat ma trudności z poruszaniem i jest z dnia na dzień gorzej. - Finansowo nie jest źle, bo ja mam rentę inwalidzką, a żona obozową. Dzieciom też nie musimy pomagać. I to jest nasza największa radość. Córki są mądre, mają dobrze, znalazły gospodarnych mężów. Wszystkie trzy mają ładne domy i zdrowe dzieci. Zarówno dzieci jak i wnuki często nas odwiedzają, jest z czego się cieszyć. Oby tylko zdrowie było - dopowiada pan Alfons.
Życzymy Szanownym Jubilatom dużo zdrowia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz