sobota, 16 kwietnia 2005

Złote Gody Grabanów

Krystyna i Jan Grabanowie przed 50 laty brali ślub w Barłożnie

Nie zdążyli do Ojca Świętego

Jubilaci pochodzą z Mirotek. - Sakramentu udzielał nam ówczesny proboszcz Leon Januszewski - wspomina pani Krystyna. - Mąż pochodzi spod lasa, tam trochę dalej. Jego rodzice mieli takie mniejsze gospodarstwo, bo jego ojciec był stolarzem.
Całe wspólne życie państwo Grabanowie mieszkają w domu, z którego pochodziła panna Krystyna. Z tego gospodarstwa własności Barbary i Franciszka Wasiek wyjeżdżały bryczki zaprzężone w dwa konie. Wiozły do kościoła gospodarską córę wraz ze swoim oblubieńcem i weselnych gości. Wesele, w którym brało udział 70 osób, odbywało się też w domu panny młodej.
- Grajki byli, że aż hej. Na trąbach grali Łukasze z Kościelnej Jani. Z muzyką nas żegnali do kościoła. Grali "Kto się w opiekę", a witali marszem weselnym, no i chlebem i solą. Wesoło było.
A potem już tylko praca. Całe życie gospodarowali na 16 hektarach. Dopiero przed rokiem zdali je synowi Markowi. Najgorzej państwo Grabanowie wspominają okres po ślubie, ciężki dla rolnictwa - obowiązkowe dostawy, rozkułaczanie. Najczulej mówią o czasach gierkowskich. - Te lata dla rolnictwa były miodowe.
Największą radość sprawiało im zgodne życie. Są bezkonfliktowi i jedno drugie rozumiało.
Krystyna i Jan Grabanowie wychowali troje dzieci. Najstarszy dobiega 50-ki, najmłodszy skończył 44 lata. - Na dzieci nie możemy narzekać. Po więzieniach nie siedzieli. Wychowaliśmy ich najlepiej, jak potrafiliśmy.
Dużą radość państwu Grabanom sprawiają wnukowie, których - uważają - jest za mało. 22-letnia Ania studiuje, Sebastian jest w klasie maturalnej, a najmłodszy Mirek kończy pierwszy rok w technikum.
Zapytaliśmy też o marzenia. I tutaj państwo posmutnieli. - One się skończyły. Chcieliśmy jechać do Rzymu do Ojca Świętego, niestety, nie zdążyliśmy.

Teresa Wódkowska
Foto: 1. Złoci Jubilaci sprzed 50 lat. Fot. T. Wódkowska

Na podstawie Kociewiak dodatek do Dziennika Bałtyckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz