środa, 20 kwietnia 2005
Pożegnanie autostopowiczki
Katarzyna Kuchta z Czarnej Wody w powiecie starogardzkim od lat podróżuje autostopem. Kiedy umarł Ojciec Święty nie zatanawiala sie długo. Razem z koleżanką ruszyły Go pożegnać. Oczywiście autostopem.- Odkąd pamiętam ogromnie ważne były dla mnie pożegnania- opowiada szczupła, wysoka dziewczyna - Dokładnie tydzień przed odejściem Ojca Świętego zmarł mój dziadek. Po wakacjach ubiegłego roku wróciłam z Anglii bo każdego dnia pobytu tam coraz bardziej bałam się że nie zdążę się z nim pożegnać. Kiedy w pierwszy dzień kwietnia media zdominował temat stanu zdrowia Papieża - miałam jeszcze nadzieję. Śledzenie komunikatów w telewizji stało się integralną czynnością każdego dnia.Wzniosłość chwil oderwała ludzi od rzeczywistości i zintegrowała najpierw we wspólnym przeżywaniu choroby wielkiego, każdemu bliskiego człowieka a potem w narodowej żałobie. Pierwszą myślą jaka przyszła mi wówczas do głowy było to że Dziadek jest teraz w najbardziej wyśmienitym towarzystwie, najlepszym jakie mógł sobie wyobrazić. I że jest mu teraz dobrze i napewno już się nie lęka, bo tak bardzo się bał kiedy odchodził. Nawet konanie Jana Pawla II było dla nas lekcją - lekcją jak umierać. Pogodnie, spokojnie i bez strachu. Papież kiedyś powiedział ?Każde ludzkie cierpienie, każdy ból, każda słabość kryje w sobie obietnicę wyzwolenia, obietnicę radości?.Druga myśl to nawiązanie do pewnego powiedzenia, którego nijak nie można odnieść do naszego Karola Wojtyły. O tym że nie ma ludzi niezastąpionych. Otóż Jan Paweł II to człowiek niezastąpiony i niepowtarzalny, stąd też nawiedzało mnie niomal obsesyjnie przekonanie że teraz wszystko będzie zmierzać ku zagładzie, że zbliża się czas apokalipsy. Co z nami będzie teraz kiedy straciliśmy naszego ojca i opiekuna? ?Jesteśmy jak łódź we mgle i bez sternika? - jak to ktoś pięknie określił.Wracały do mnie jak bumerang słowa mojej Babci która po pogrzebie Dziadka powiedziała że Dziadek może się cieszyć że miał taki pogrzeb bo z nami to nie wiadomo jak będzie. Może rozdziobią nas kruki i wrony... Najbardziej niewłaściwym zdaniem jakie wypowiada się po odejściu bliskiej nam osoby jest prośba żeby nie płakać, bo płacz nic nie pomoże. Ostatnio odkryłam że płacz jest trochę egoistyczny. Płaczemy bo czujemy się opuszczeni, samotni, osieroceni i myślimy o stanie własnego ducha, o naszym żalu, o bólu. Płacz jest też oczyszczający. Być może wraz z tym oczyszczeniem spłynęło z nas kilka brzydkich cech, toksyn które leżały nam na sercu lub wierciły dziurę w brzuchu, albo konsekwentnie zatruwały innym życie. Więc może część z nas wyzbyta większej lub mniejszej części egoistycznych komórek doszła do optymistycznego stwierdzenia że teraz to nasi nieobecni bliscy będą cieszyć się towarzystwem Ojca Świętego. A co my wynieśliśmy z wszystkich lekcji jakich przez całe swoje życie udzielał nam (czasem bardzo dyskretnie) Jan Paweł II? - czas pokaże. Niebo nad WatykanemPo 4. dniach intensywnego wpatrywania się w szklany ekran zaryzykowałam i napisałam esemesa do mojej przyjaciółki który rozpoczynał się od słów -?Jedźmy autostopem do Watykanu pożegnać Papieża?. Ten pomysł zrodził się z potrzeby serca.Autostopem jeżdżę od 10 lat. To co łączy mnie z Janem Pawlem II to ciągła chęć podróżowania i poznawania nowych ludzi, ciekawość świata. Ta wyprawa miała mieć znamiona pielgrzymki, więc musiała wiązać się z pewnym wysiłkiem i poświęceniem i to właśnie - obok względów ekonomicznych - zaważyło o autostopowej formie dotarcia do Rzymu. Kiedy człowiek stawia sobie cel i bardzo wierzy w to że mu się uda to udać się musi. A że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu...Widziałam Papieża raz w życiu - na sopockim hipodromie. Byłam tam z koleżanką, ateistką. Nigdy nie zapomnę jej ani własnego wzruszenia i emocji jakie towarzyszyły temu spotkaniu. Sama bardziej czuję się chrześcijanką niż katoliczką. Być może dlatego że tak niewielu księżom udaje się ta sztuka by wierni po ich kazaniu wychodzili z Kościoła wstrząśnięci i zmieszani. Dlatego bardziej cenię sobie kontakt z Bogiem na łonie natury kiedy patrzę na wszystko co stworzył i modlę się własnymi słowami.Ta autostopowa pielgrzymka była również małym testem na solidarność. Sprawdzeniem w autopsji czy rzeczywiście naród się zjednoczył. Czy pomożemy sobie nawzajem? Czy może zdejmiemy maskę dobroci zaraz po wyjściu z Kościoła?Wyjechałyśmy w środę o 7,30 rano z namiotem, dwoma śpiworami, kilkoma kanapkami, i polską flagą. Do zmroku przejechałyśmy cały kraj. Jechałyśmy głównie tirami. Kierowcy patrzyli na nas z niedowierzaniem które poźniej przeradzało się w podziw. Potem prosili o modlitwę. Na szczęście nie było już takich którzy stukali się w głowę szydząc z czegoś co dla nich było niewykonalne a dla nas jak najbardziej realne. Dla wyższych potrzeb człowiekowi nie przeszkadza to że nie śpi 3. noce z rzędu, nie ma się gdzie umyć i przez dłuższy czas nie spożywa ciepłych posiłków. Kierowcy tirów przez swoje radia organizowali nam dalszą podróż, tak że przesiadałyśmy się tylko z jednej ciężarówki do drugiej. W Austrii podziwiałyśmy piękne góry. Był czas na przemyślenia, na życiowe rozważania. Informacje z Rzymu nie były pomyślne, choć potem okazały się nieprawdziwe. Kiedy dotarłyśmy na północ Włoch była środa godz.17. Perspektywa dotarcia do Rzymu na czas stawała się coraz bardziej odległa. Na stacji benzynowej stał polski autokar. Przez cały czas mijały nas ich setki. Moja przyjaciółka to odważna dziewczyna. Podeszła do stojących obok autokaru Polaków i zapytała czy mogliby zabrać nas dalej. Zabrali. Od tej chwili stałyśmy się częścią inowrocławskiej grupy z którą spędziliśmy kolejne dni w tym drogę powrotną. Wszystkie autokary parkowały w podrzymskim miasteczku uniwersyteckim Tor Vergata, gdzie w 2000 roku Jan Paweł II spotkał się z młodzieżą. Tam też przygotowano miejsca gdzie zatrzymywali się pielgrzymi. Organizacja związana z przyjęciem osób które przybyły na uroczystości pogrzebowe była bardzo dobra. Na Tor Vergata podjeżdżały specjalne bezpłatne autobusy które dowoziły pielgrzymów na stację metra. Służby porządkowe rozdawały wodę do picia. Wszystkich kierowano na ulice wokół placu Świętego Piotra. Na początku każdej z tych ulic ustawione były telebimy. Stamtąd transmitowana była msza. Koczowaliśmy tam 4. godziny wśród tłumów rodaków ale i ludzi wielu innych narodowości w oczekiwaniu na pożegnanie Papieża. Przez cały czas trwania mszy podczas wymawiania imienia Jana Pawła II w języku włoskim rozlegały się brawa. Nie brakowało wzruszających momentów. Ogromne wrażenie robiło morze polskich lub papieskich flag pokazywanych na telebimie z lotu ptaka. Najsmutnieszą chwilą była ta w której przenoszono trumnę do krypty. Łzy. Świadomość pożegnania.Potem odłączyłyśmy się od grupy. Przesiedziałyśmy kilka godzin na placu Świętego Piotra. Przy fontannie setki zapalonych zniczy. Bijący dzwon. Kilkadziesiąt osób siedzących pod kolumnami, pochłoniętych modlitwą, oddających się zadumie, wpatrujących się w puste okno z którego zawsze błogosławił Ojciec Święty. Niebo płakało...Wysłuchał: Jarosław Stanek
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz