środa, 2 sierpnia 2006

Czy miasto to wytrzyma?

- Na wsi powiało optymizmem - mówi Andrzej Nurek - szef ubojni przy RSP "Zwycięstwo" w Czarnym Lesie. Ale rolnicy ("którzy świetnie potrafią liczyć i przewidywać") doskonale zdają sobie sprawę ze złożonej sytuacji, która rodzi niepewność

Panie Andrzeju. Ma pan bezpośredni kontakt z rolnikami. Co mówią przy wadze?

- Po wejściu Polski do Unii Europejskiej ceny skupu ciągle rosną. Warto tu przypomnieć, że jeszcze niedawno za kilogram żywca rolnik otrzymywał 2 - 3 złote. Teraz cena przekracza 5 złotych. Już w poniedziałek kilogram u nas będzie kosztował około 5,20 zł, z możliwością negocjacji, co zależy od wielkości produkcji i jakości mięsa. 5,20 to dużo. "Wreszcie robicie kasę" - mówi się dzisiaj rolnikom. Jednak większość z nich zastanawia się nad tym, jak długo taka cena się utrzyma.

Ale oczywiście nastroje są dużo lepsze, niż przedtem. W końcu ceny są wysokie i raczej należy się spodziewać ich stabilizacji.

- Oczywiście, że nastroje są lepsze. Jeszcze niedawno, kiedy ceny ciągle się zmieniały i często były po prostu niższe niż koszty produkcji, wśród rolników panowała bardzo nerwowa atmosfera. Ale dzisiaj też jest jedna wielka loteria. Rolnik nie jest pewien, czy ma sprzedać teraz, czy poczekać. A nuż ceny jeszcze urosną.
Najprawdopodobniej urosną, bo ciągle są znacznie niższe niż te w krajach naszych zachodnich sąsiadów.

- Tak może się stać, ale tutaj cena skupu jest uzależniona od ceny zaproponowanej przez masarnie. Niektóre już odmawiają skupu półtusz, ponieważ jest za drogo. Masarnie boją się, że przy tak wysokich cenach nikt nie kupi mięsa i zostanie w sklepie. Inaczej mówiąc, jeżeli będziemy dostosowywać ceny do cen w innych krajach UE, krajowych nabywców będzie znacznie mniej. Rolnicy doskonale zdają sobie sprawę, że miasto może już tych dzisiejszych cen nie wytrzymać. Miasto, bo wieś - parafrazując pamiętne słowa Jerzego Urbana - sama się wyżywi. Rolnicy zdają sobie też sprawę, że jeżeli nasze masarnie przestaną brać mięso za tę cenę, to padną i one, i same skupy.

Sytuacja zaiste jest niebezpieczna. Z jednej strony rosnące ceny skupu, z drugiej brak pieniędzy Polaków, z trzeciej wykupywanie mięsa przez kraje zachodnie. Rolnicy im sprzedają?

- A pan się dziwi, jak dają na przykład 10 zł za kilogram? Albo nawet 4 euro za byka?

To jakaś dziwna polityka (a raczej brak polityki). Najpierw narzucono nam limity, co znacznie zmniejszyło ilość pogłowia bydła i świń, a teraz jeszcze kupują u nas.

- Cóż, granice są otwarte. Faktycznie. Podobno tam u nich miała być wielka nadprodukcja, a teraz kupują u nas.

Na skutek takiej a nie innej polityki cenowej w latach ubiegłych i unijnych dyrektyw mamy teraz świński i w ogóle mięsny dołek. Czy w naszym powiecie też?

- Kiedyś jeździłem po fermach i tłumaczyłem rolnikom, że chlew ma być pełen, nieważne, czy jest świński dołek, czy jest górka. Dołek, czyli sytuacja, kiedy jest mniejsza ilość mięsa, niż zapotrzebowanie. Bo zlikwidować jest łatwo, ale odbudować trudniej. A jeżeli chlew jest pełen, to czy jest świński dołek, czy nie, to najwyżej wyjdzie się na zero...

U nas rolnicy mają żywiec. W dużych fermach mają i tysiące świń. Jesteśmy gminą rolniczą.

Nie tylko gminą. Cały nasz powiat zajmuje czołowe miejsce w produkcji żywca.

- I dlatego jakoś tego dołka się u nas nie dostrzega. Ale gdzie indziej jest. Po żywiec przyjeżdżają do nas z południa Polski. Zrobiła się ostra konkurencja. W samej Zelgoszczy są trzy skupy.

Mówimy o sytuacji na rynku świńskim. A bydło?

- Bydła jest mało. Kiedyś było tańsze niż świnie, więc wywożono je na Zachód albo ubijano. Przed 1 maja tego roku, a więc przed naszym wejściem do UE, cena wynosiła około 3 złotych za kg byka. To doprowadziło do likwidacji stad. Dzisiaj byka skupuje się powyżej 5 złotych kilo.

RSP "Zwycięstwo" jest jednym z wiodących skupów w gminie. Spełnił wszelkie warunki UE. Może sprzedawać swoje produkty na cały świat. Oby było co sprzedawać.

Wysłany przez kociewiak opublikowano piątek, 09 lipiec, 2004 - 14:39

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz