sobota, 12 sierpnia 2006

Skórzeckie orkiestry

Orkiestry dęte. Bez względu na system polityczny zawsze były i są traktowane... instrumentalnie. Orkiestry dęte w czasach PRL-u grały na pochodach l-majowych i... na procesjach Bożego Ciała. Sprzeczność?





Pozorna. Czy ktoś kiedyś pytał muzyków grających w orkiestrze, dlaczego grają? Dla nich nigdy nie było ważne, jakie to święto -komunistyczne czy kościelne. Kiedy, bracie, masz "rozbite" usta i te usta dotykają chłodnego ustnika kornetu (trąbki), nie jest ważne, dla kogo ten walc, ten marsz. Ważne jest po prostu, że grasz


Odpocząć od zgiełku (tytuł prasowy)

Na Ryzowiu

Erwin Bieliński przegląda zdjęcia i wycinki prasowe. Spora kolekcja o historii orkiestr dętych w Skórczu i splecionej z nią historii rodziny Bielińskich.
Tomasz Bieliński (dziadek Erwina) i jego synowie mieszkali w Subkowach. W 1920 roku, na wojnie polsko-bolszewickiej, zginął jeden z synów Tomasza, Jakub. Ofiarność Bielińskich doceniło państwo polskie i dało im dworek z 14 hektarami ziemi na Ryzowiu pod Skórczem.



Bielińscy przyjechali na Ryzowie, zaczęli gospodarzyć. Nie samym chlebem jednak człowiek żyje. Synowie Tomasza interesowali się muzyką. Skąd wzięło się to zainteresowanie, trudno powiedzieć, bo Tomasz z muzyką nie miał wiele wspólnego. Może wyszło po dziadkach, może ktoś miał w rodzinie zamiłowania muzyczne jeszcze wcześniej. A może po prostu urodziło się to to na Ryzowiu, z ogólnego klimatu (czasy były muzyczne - ludzie grali po wioskach, organizowano konkursy i przeglądy wiejskich zespołów muzycznych, istniejących na ogół przy kościołach), albo z klimatu starych drzew i tajemnicy dworku, zamieszkiwanego przed nimi przez Niemca Ryza - wolnomularza. Dworek na Ryzowiu, zniszczony po wojnie, miał werandę, witrażowe szkła w oknach, byl skanalizowany. Należal do Niemca Ryza, stąd Ryzowie.

***
Nigdy do końca
- pomimo rozwoju nauki
- nie wiadomo
co się z czego rodzi
i to jest piękne.
Aleksander Chlubiński

Pasował mu kornet

Jan (ur. w 1912, zm. w 1970), jeden z synów Tomasza, często zaglądał do odległego o kilometr Skórcza, gdzie z zapałem ćwiczyła orkiestra Katolickiego Stowarzyszenia Męskiego. Zaczął grać w orkiestrze, pasował mu kornet. Później z orkiestry KSM-u przeszedł do orkiestry miejsko -strażackiej (dziś to brzmi niewiarygodnie - przed wojną w Skórczu istniały dwie orkiestry dęte).

W 1938 Jan został zaciągnięty do 2 Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich. Jako że muzyka w każdym wojsku widzą chętnie, od razu znalazł miejsce w orkiestrze wojskowej. Orkiestra była konna i należało bardzo uważać. Co innego stąpać po ziemi i dąć w ustnik, co innego robić to w siodle. Trzeba było też uważać na konia - można było stracić zęby, jak się niespodziewanie spłoszył.

Jan wojnę przeżył jak wielu Kociewiaków. Klęska wrześniowa, Wehrmacht, potem wojsko polskie. Włochy, Monte Cassino. Oczywiście grał w orkiestrach. Czy pod Monte Cassino też? Nie pisał pamiętników i można tylko zgadywać.

***
Każdy powinien pisać pamiętniki, bo każdego stać przynajmniej na jedną powieść -powieść swojego życia.
Akhara Mustafa

Powroty

Po wojnie synowie Tomasza zaczęli wracać do Skórcza. Jan stosunkowo późno, bo w 1946 roku. Przyjechał bez kornetu, gdyż w orkiestrach wojskowych nie ma własności prywatnej, ale za to przywiózł włoski akordeon (akordion - tak mówią na Kociewiu) dla brata Bernarda mieszkającego w Skórczu.

Spośród synów Tomasza Bielińskiego - Antoniego, Bernarda, Jana, Alojzego i Jakuba (zginął na wojnie w 1920 roku) - największą smykałkę do muzyki miał Antoni. Przed wojną grał w Toruniu, Bydgoszczy i w "radiach". Co tu zresztą pisać, proszę popatrzeć na zdjęcie, jak dostojnie i profesjonalnie wygląda ze skrzypcami w ręku.

Po wojnie spośród braci Bielińskich Antoni był pierwszy w Skórczu, bo już 6 marca. Jako człowiek stosunkowo dobrze wykształcony i bywały w świecie postanowił wziąć się za zaprowadzanie porządków i został burmistrzem. Był nim krótko, bo od marca do maja. W maju musiał się salwować ucieczką. W tym czasie władzę rozdawało ruskie wojsko, a ruskie wojsko z przyczyn ideologicznych nie lubiło skrzypków. Podobnie jak Antoni musiał uciekać pierwszy powojenny sekretarz magistratu w Skórczu Józef Chyła.

Antoni i Józef dojechali szczęśliwie pociągiem do Smętowa, tam się rozdzielili. Chyła nie miał szczęścia - złapali go i wsadzili na 8 lat do więzienia we Wronkach. Antoniemu udało się uciec za granicę. Na Zachodzie pięćdziesiąt lat stroił instrumenty muzyczne, a na jesień swojego życia wrócił do Skórcza. Tu został pochowany.



Orkiestra w 1938 roku. Pierwszy z lewej siedzi Jan Bieliński. Trzeci od lewej z górnego szeregu stojących, z tenorem w ręku, to Antoni Bieliński, brat Jana. Warto zwrócić uwagę na instrumentarium - same kornety, tenory i basy. I rzecz jasna perkusja - "bez perkusji ani rusz". Klarnety były wtedy za drogie.

***
Wszyscy do czegoś w końcu wracają.
Mistrz Leokadian

Krótki przegląd kapelmistrzów

Kiedy Jan przyjechał z Włoch, w Skórczu nie było orkiestry. Dopiero w 1956 roku coś zaczęło się zawiązywać. Bez orkiestry dętej l-majowe obchody były nijakie, a co tu dopiero mówić o Bożym Ciele i pogrzebach. Powstała orkiestra strażacka. Z początku prowadził ją Władysław Szutta, potem Jan Bieliński. W dalszej kolejności kapelmistrzami byli Franciszek Gawrzyjał, p. Krzemiński, Kazimierz Szulc ze Starogardu. Dziś prowadzi ją Longin Recki.

Przychodziły różne kryzysy. Największy nastał, kiedy wymarła generacja starych kapelmistrzów. Już, już wydawało się, że trzeba będzie trąby powiesić na haku. I wtedy do Skórcza przyszedł naczelnik Jan Duch ze Starogardu - człowiek, o którym w miasteczku do dziś mówią z szacunkiem. Dla pana Jana orkiestra stała się oczkiem w głowie. Bywa, że władza obiecuje i wychodzą z tego obiecanki cacanki. Jan Duch, człowiek konkretny - załatwił instrumenty i mundury. Jeździł też z orkiestrą na rozmaite występy, po całym województwie. Cieszył się ich sukcesami. Erwin Bieliński wspomina, jak to Jan Duch był dumny, że mógł sobie z nimi zrobić zdjęcie. To nie pomyłka: to Jan Duch był dumny, a nie orkiestra, że mogła sobie zrobić zdjęcie z naczelnikiem.

Typowy zespól weselny z lat 60. pamiątka z wesela w Karszanku. Bernard Bieliński - akordeon, Władysław Szutta - trąbka, na perkusji syn Henryk. Jan Bieliński-trąbka. Gralo się "Siwy włos" i "Kej sera".

***
Dla władzy zrozumieć,
że nie jest najważniejsza na zdję-
ciu wśród prostych bohaterów
jakiegoś zdarzenia,
to rzeczprawie niepojęta.

Co drugie gospodarstwo gra

Na Ryzowiu na powrót rozkwitło życie muzyczne. Co drugie gospodarstwo, a było ich w sumie siedemnaście, grało na intrumentach dętych. Janusowie, Gajdus, Flisikowie, Kłos, trzech braci Dunstów i, rzecz jasna, Bielińscy - Roman, Henryk, Erwin, i oczywiście kapelmistrz Jan, który wszystkich uczył muzyki, bo nieoczekiwanie odkrył w sobie zamiłowanie pedagogiczne.

Erwin Bieliński, syn Jana, uodził się w 1942 roku w Skórczu. Tu mieszkał całe życie... To chyba raczej dobrze, że mieszka się całe życie w jednym miejscu przez chwilę zastanawia się Erwin, z wykształcenia masarz.
Od dzieciństwa obcował z muzyką, która jak codzienny cień wyznaczała pory dnia na Ryzowiu. Była też obecna w kalendarzu świąt - jak się w jednej rodzinie zbiegnie kilka instrumentów na na przykład Boże Narodzenie, to dopiero są święta. Nieco później ojciec zaczął go brać do straży na próby. Ćwiczył też na Ryzowiu, gdzie - dzięki kapelmistrzowi Janowi - wszystko, co grało w okolicy, przyjeżdżało na rowerach koncertować, koncertować, koncertować.

Niezwykłe to były czasy. Bez telewizora, ba, nawet radia, nie biorąc pod uwagę głośników. Zjeżdżali się, szykowali instrumenty i - stop, zanim rozpoczynali grać, ktoś wsiadał na rower i jechał do Skórcza z bańką na mleko po piwo. Koncerty odbywały się w parku. Było to silne przeżycie dla dzieciarni, która potem garnęła się do muzyki.

Antoni Bieliński - jak dostojnie wygląda ze skrzypcami w ręku.

Na Ryzowiu istniał wtedy jeszcze dworek, choć już mocno zniszczony z powody braku środków na remonty. Po tym dworku dzisiaj została tylko przybudówka i stara fotografia.
Na Ryzowiu można było ćwiczyć do woli - gospodarstwo od gospodarstwa leżało daleko i dźwięk tenora czy trąbki nikomu nie przeszkadzał (wyobraźmy sobie ćwiczenia w bloku). W ogóle - to już rozważania na zupełnym marginesie - wówczas wiejska kultura muzyczna stała na wyższym poziomie niż w mieście, a to z prostego, "politycznego" względu.

Orkiestra była potrzebna na l Maja, ale problem powstawał na Boże Ciało. Część instrumentów była własnością prywatną, a część należała do straży. Na Boże Ciało sekretarz PZPR (wyjaśnienie - Polska Zjednoczona Partia Robotnicza) zamykał tę drugą część instrumentów na klucz w remizie. Kto miał prywatny instrument i się nie bał, szedł i grał na Boże Ciało. A kto się nie bał? Rolnicy się nie bali, bo nie mieli nic do stracenia. A ci w mieście mieli pracę i po występie na Boże Ciało mogli ją stracić. W Skórczu pamiętają, jak to sekretarz PZPR zamknął instrumenty w remizie, a komendant straży Ludwik Frydrych wziął motor z przyczepą i pojechał do Klina w Zelgoszczy, posiadającego sporo instrumentów dętych. Przywiózł je i orkiestra zagrała na Boże Ciało. (Grali oczywiście ci, którzy się nie bali.)

***
Tylko dureń może śmiać się z ludzi, którzy się boją. Bo tylko skończony dureń się nie boi.
Czapek



Pamiątka z Bożego Ciała 1957 rok.

Było i źle i dobrze

W wieku 16 lat Erwin umiał już tyle, że ojciec zaczął go brać na zabawy. Jak to się mówi - zgodziło się trzech - czterech i powstawał zespół muzyczny. Erwin na weselach grał na perkusji. W orkiestrze uczył się grać na klarnecie i barytonie. Gra do obecnej pory. Każdy powinien się uczyć na czymś grać, chyba że ma drewniane ucho - uważa Erwin. A jak chce grać, to powinien wybrać sobie odpowiedni instrument, bo nie wszystkim wszystko pisane. W dętej zależy na przykład od kształtu warg - do kornetu muszą być wargi cienkie, do tuby grube. Syn Erwina też gra.

Lata 80. Orkiestra za Jana Ducha. Od lewej stoją: Piotr Kłos, Z. Żaniecki, Klemens Piórek, Witold Kościński, Jerzy Dunst, Roman Dunst, Gościński, Kazimierz Gajdus, Erwin Bieliński, Wiktor Guz, Edward Piórek, p. Krzemiński; klęczą: kapelmistrz Kazimierz Szulc, Wojciech Swiadczyński, Piotr Bieliński (syn Erwina), Bronisław Janus, Edward Reimus, Janusz Kosecki, Rafał Kleina, Mieczysław Swiadczyński, Zenon Kotlewski, Leszek Dunst i Henryk Kosecki.

Jakie są wspomnienia muzyków? Kłótnie, owszem, były - między kapelmistrzami, bo to sprawa ambicji i koncepcji co do charakteru zespołu. Albo są kłótnie o instrument. Ktoś nie chce na przykład grać na tubie (największa trąba), a na alcie. Ale to normalne kłótnie, jak w drużynie piłkarskiej.

Różne były czasy. To prawda, że orkiestry były wykorzystywane w celach politycznych. Ale orkiestry - jak świat światem, jak ustrój ustrojem - zawsze są apolityczne. Za komuny było i źle, i dobrze - zauważa Erwin.
Dobrze, bo potrafili zwalniać na przykład z tartaku, żeby zagrać na l Maja. I dlatego dbali o poziom.
A dlaczego gra się w orkiestrze?
Żeby odpocząć od tego wszystkiego... - odpowiada Erwin.

Tadeusz MAJEWSKI
GK 1998

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz