piątek, 4 sierpnia 2006

Nie ma jak samopomoc

W Wysokiej żyje się nienajlepiej. Wieś jakoś tak niefortunnie leży, na poboczu. Nikt tu nie zainwestuje. Są gospodarstwa rolne, ale z nich też nie ma kokosów. Żyje się biednie, lecz ludzie tu są życzliwi i sprawiedliwi. - Idźcie do Piotrzkowskich - mówią. - Porządna rodzina, a żyją w biedzie. Warto im

Halina i Wiesław Piotrzkowscy mieszkają w Wysokiej od 14 lat.
- Na początku mąż pracował w Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Czarnymlesie - opowiada pani Halina. - Mało płacili. Nie mógł utrzymać rodziny, więc odszedł. Ja na przełomie lat 90. pracowałam w Polmosie. Przestałam, bo zajęłam się dziećmi.

Kiedyś mieszkali na "fermie" na terenie RSP. Potem, jak zbudowali ubojnię, z budynku, w którym mieszkali, zrobili biurowiec, więc przenieśli się do bloku. Teraz w tym bloku jest wspólnota mieszkaniowa. Mają dwa pokoje i kuchnię. I ośmioro dzieci od półtora roku do 21 lat. Sabina i Agata jeszcze nie chodzą do szkoły. Do podstawówki w Wysokiej chodzi Maciej, w Bobowie uczy się Joanna, w Grabowie w podstawówce Dominik. Dorota chodzi do Technikum Ekonomicznego. Najstarszy syn też jest jeszcze na utrzymaniu. Rodzinnego dostają 300 złotych. Rodzinnego, czyli państwo daje na dziecko niecałe 40 złotych na miesiąc. Dużo? Mało? Sami oceńcie.
- Teraz jest ciężko. Pracuje tylko mąż. Na czarno. Latem jeszcze idzie wyżyć, ale zimą trudno.
Mieszkania na własność nie wykupili, bo za co. Owszem, mają jakby udziały w RSP i otrzymali propozycję, by za nie wykupić, ale zabrakło jeszcze połowy. Zresztą jakby nawet wykupili, to co by to w ich życiu zmieniło?
Opłata za czynsz wynosi 220 złotych. Do tego woda - gdzieś 16 zł i śmieci. Woda kiedyś była ciepła, teraz jest zimna.

Ile ma pani pieniędzy na miesiąc?
- Budżet domowy na dziesięć osób wynosi, jak mąż dobrze zarobi na szałkach i z rodzinnym, około 800 złotych. To też zależy od miesiąca. Latem pracy jest więcej, zimą nie ma nieraz wcale. Bywa, że zimą mamy tylko rodzinne... Mąż jest elektrykiem.

Szukał normalnej pracy?
- Szukał, ale zarobki pod odliczeniu kosztów dojazdów, były słabe. Na ogół jest praca za 500 złotych, a bilet miesięczny kosztuje 120 złotych. Zostaje 380 złotych. Jak szałkuje, to ma więcej.

A opieka?
- Z opieki dają 20 zł na miesiąc. Żeby po to pojechać, trzeba kupić bilet. Kosztuje 5,20.
A na wczasach z dziećmi pani była? - wiemy, że brzmi to jak brutalny żart. I wiemy, jaka będzie odpowiedź. Ale niech właśnie będzie.
- Na balkonie.

Działkę pani obrabia? Nie. A dlaczego pani nie obrabia?
- Bo wszystkie zostały poprzebierane, a my mamy pół działki sam piasek. I musiałabym mieć ją na oku, bo kradną.

Czy pani ktoś pomógł?
- Od księdza Góreckiego dostałam na gwiazdkę trochę produktów żywnościowych. Pomaga też rodzina. W szkole dostają jedną bułkę lub sznekę. Na herbatę i cukier składamy się po 2 złote na miesiąc... Nie ma to jak samopomoc. Dzieciaki noszą rzeczy jedno po drugim.
O, jest tu DVD? Kino domowe!
- Kupił syn, jak pracował. Ale nie daje się podłączyć do telewizora... Dzieci gołe i głodne jeszcze nie chodzą - kończy pani Halina i buch, bawić się z najmłodszym. Widać, kocha dzieci.

Na podstawie tygodnika Kociewiak środowe wydanie Dziennika Bałttyckiego

Wysłany przez kociewiak opublikowano wtorek, 02 listopad, 2004 - 13:03

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz