środa, 2 sierpnia 2006

Hacjenda w Pączewie

Wojciech Laskowski po skończeniu Technikum Ogrodniczego w Pruszczu Gdańskom gospodarzył tu na 5 ha ziemi, która odziedziczył po rodzicach. - Byłem rolnikiem, ale zawsze marzyłem, żeby w Pączewie zrobić coś dla kultury - mówi. I zrobił. Dzisiaj ma lokal "Hacjendę" i z tyłu wspaniały ogród, który już niedługo będzie służył agroturystom.

-

Myślę, że mi się udało

Dom Laskowskiego stoi przy ruchliwej szosie Skórcz - Starogard, przecinającej szalonym gzygzakiem Pączewo.

- To dom z lat 60. - mówi pan Wojciech. - Zacząłem go budować, kiedy rolnictwo tak nie kulało. Budynek, gdzie mieści się sklepik i restauracja "Hacjenda", powstały niedawno. Decyzję o wybudowaniu restauracji podjęliśmy z żoną Hanną. Początkowo miała to być typowa, otwarta cały czas restauracja. Nawet z rok działała. Ale wszystko się zmieniło i pomysł nie wypalił. Po prostu jest za dużo sklepów (w samym Pączewie pięć), są barki przy stacjach benzynowych, gdzie można tanio i szybko coś zjeść, poza tym ludzie teraz wolą grillować niż korzystać z restauracji, jeść na świeżym powietrzu. Tak że otwarta przez cały czas restauracja się nie zarobi tutaj na siebie. Ceny restauracyjne są wyższe, ponieważ koszty są o wiele wyższe.

Wojciech Laskowski liczy. Oczywiście szacunkowo. Koszt zatrudnienia jednej osoby to 1500 złotych, a w takiej restauracji musiałyby być trzy osoby, ogrzewanie z 1000 zł, prąd 400 plus amortyzacja z 1000 zł. W sumie około 6 tys. zł miesięcznie i wielkie ryzyko, bo w restauracji nigdy nie wiadomo, czy towar się sprzeda. A tego towaru musi być dużo, bo dzisiaj klient chce mieć różnorodny wybór.

Próg rentowności restauracji to 30 klientów dziennie, a nigdy, w okresie kiedy była otwarta, tylu nie było. Klientów - podkreślmy - kierowców, nie miejscowych, bo ci nie pojawiali się prawie w ogóle.

Wobec tego Laskowski poszedł w stronę wynajmu na zamówienie: wesela, stypy, przyjęciny i inne uroczystości.

- Styp jest więcej jak wesel - zauważa właściciel lokalu. - Konkurencja w tej "branży" jest znacznie mniejsza. Najwięcej klientów odbierają, jeżeli chodzi o wesela, remizy. Trochę to niezdrowy układ, bo jak jest na przykład remont, to do remiz dokłada gmina, natomiast prywatnemu nikt nie dołoży. Wręcz przeciwnie, prywatny odprowadza podatki. Ale jest jak jest. Zresztą do tego też zmusza ekonomia. Większość woli robić wesela samemu, wynajmuje tylko lokal w remizie. A tu mają wszystko gotowe, wynajmują jedynie zespół muzyczny.

A teraz o tej roli kulturotwórczej, o której napisaliśmy we wstępie. Samo postawienie w Pączewie od strony szosy ładnych budynków z lokalem to wniesienie pewnej wartości estetycznej.

- Zwłaszcza, że to w takim reprezentacyjnym miejscu. Na marginesie, tutaj gdzie jest "Hacjenda", stał kiedyś pałac Przeworskich - zaskakuje nas pan Wojciech. Nigdy o tym nie słyszeliśmy.

Dodajmy, że Laskowski obok zbudował kawał parkingu. Ale najciekawsze, niestety niewidoczne od strony szosy, kryje się za zabudowaniami pana Wojciecha. Tu ogarnia nas zdumienie. Niech przemówią zdjęcia. Piękny ogród, wielki staw z czystą wodą, na stawie pomost prowadzący do altanki na wodzie pokrytej strzechą. I bardzo ładne, drewniane ogrodzenie całości. Teraz, po zbudowaniu tego, Laskowski przymierza się do agroturystyki.

- Myślę, że mi się udało zrealizować moje marzenia, ale cały czas czuje się niepewność.

Cóż, to cena biletu do pociągu zwanego "kapitalizm".

Znowu jesteśmy od strony ulicy. Przez te kilkanaście lat Pączewo ogromnie się zmieniło. Oczywiście na korzyść. Gdyby jeszcze tak od tej strony stały ogrodzenia w jednym stylu, nie betonowe czy z metaloplastyki, a na przykład takie, jak w ogrodzie pana Wojciecha...

Wysłany przez kociewiak opublikowano wtorek, 27 lipiec, 2004 - 11:38

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz