sobota, 12 sierpnia 2006

W Zblewie lubią siłę

W niedzielę (30 lipca) na tutejszym stadionie odbył się VII Festyn Kociewski

Tak tu jest. Na początku (godz. 14) sennie, niewielu ludzie, ktoś coś jeszcze poprawia przy swoim stoisku, ktoś jeszcze przybywa, ktoś zajeżdża - np. samochód z tradycyjnymi lodami, który nie może sobie jakoś znaleźć miejsca na innych imprezach, bo rządzą tam generalni sponsorzy. Cóż, taki zrobił się ten świat - o wszystkim decydują sponsorzy, a co tam się liczy drobny, lokalny cukiernik? Ale figa - tu się liczy, bo on jest stąd.

Na scenie występuje zespół "Rodzina". Ze Zblewa. Wesoło, kolorowo, ludowo, rodzinnie, czyli wielopokoleniowo. W październiku zespół będzie obchodził dziewięciolecie istnienia. Liczy sobie osiem osób, ale chętnie występowałby w większym składzie.
- Szkoda, że młodzi wstydzą się paradować w ludowych strojach - powie nam później szef zespołu i głowa rodziny Zbigniew Kostka. - Mam jednak nadzieje, że to się z czasem zmieni.
Powinno się zmienić, bo taki zespół to przecież promocja regionu, swoich korzeni.
Ten region "Rodzina" promuje świetnie, występując na przykład w gdańskiej telewizji czy w radiu "Głos". Albo uczestnicząc na rozmaitych festynach, przeglądach i piknikach. Niedługo (19 sierpnia) weźmie udział na XIII Przeglądzie Zespołów Folklorystycznych ku Czci Władczyni Kociewia Matce Boskiej Piaseckiej w Piasecznie. W programie - 14 zespołów z Kociewia.


Powoli przybywa ludzi. Jest gorąco, pogoda wręcz plażowa, ale oni wolą tutaj. Tradycyjnie. Wiedzą, że na zblewskim festynie są wielkie tłumy i jest ciekawie. Miejscowość, z racji wielkości i położenia przy ważnej szosie, przy organizacji tej imprezy nie musi się specjalnie wysilać - ot, zaprosić gwiazdę, pokazać swoje gwiazdki, zrobić turniej sołectw, a o resztę zadbają inni, którzy przyjadą tu z dmuchanymi zjeżdżalniami, z konikami, samochodzikami dla dzieci itd.
Na scenę wchodzi młoda i ambitna wokalistka. To Magdalena Jaworska. Ma już na swoim koncie występy w finałach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Brawo, brawo! Ależ ta dziewczyna ma silny głos.


I tak to się kręci, jeżeli idzie o scenę. Teraz, przez kilka godzin, ważniejsze sprawy odbywają się w różnych miejscach na boisku. A przy berlince stoi już sporo samochodów - znak, że i w tym roku frekwencja dopisze.
Walczą sołectwa, ale to nie jest ten show, nie ta ta rywalizacja i to zacięcie co na poprzednim festynie (wtedy były i rzuty kaloszem, i ubieranie na czas i mnóstwo innych szalenie zabawnych konkurencji). Teraz stawiły się jedynie drużyny z Radziejewa, Zblewa, Pinczyna i Miradowa. Konkurencje? Blade. Na przykład strzały do małej bramki kijem hokejowym.


- Takie to proste, ale nie mogą trafić - zauważa jeden z widzów.
- Idź, sam spróbować. To się tylko wydaje proste.
- A dlaczego nie ma takich zawodów, jak poprzednio?
- Bo doszli do wniosku, że wtedy rywalizacja zrobiła się już aż nadto zażarta.
- Ależ o to właśnie chodzi! Przecież wtedy rywalizację oglądało mnóstwo ludzi.
Trudno, się mówi. Teraz gwoździem programu stają sie zawody strongmanów. Plac zmagań otacza gęsty kordon. Te zawody trwają długo, bardzo długo. Jak w telewizji. Konkurencje są rozmaite - od noszenia ponad stukilogramowych "walizek" po dźwiganie kamieni. Oczywiście wszystko na czas, odległość i ciężar. Świetnie wypada Artur Herold, młody siłacz i polityk ze Zblewa. Gdyby to były zawody o tytuł wójta, zdobyłby go bezapelacyjnie. Chociaż...? W tej gminie nigdy nic nie wiadomo. Tu zawsze kandydaci na wójtów i wójtowie mieli ukryte i niespożyte siły.


Pokazy siły przyciągają mnóstwo ludzi do końca, nawet jak nie są już elementem zawodów strongmanów. Wielkie zainteresowanie budzi zwykły drążek, na który łatwo się przecież podciągnąć. I się podciągają. Po kilkanaście razy. Piętnaście to już dużo. Eeee... słaby coś ten naród. Kiedyś, przed wojną, mój dziadek mógł tak bez przerwy... O tym, że można bez przerwy, chciał przekonać Kazimierz Jasiński, siłacz ze Starogardu. Nie dość zresztą, że bez przerwy, to jeszcze jedynie na środkowych palcach. Nie wyszło bez przerwy, ale wiele razy. Brawo, panie Kazimierzu, brawo! - krzyczymy i biegniemy na pobliskie podwórko do trzepaka, żeby dyskretnie spróbować, czy my też tak potrafimy (wyszło dwa razy, ale o tym sza...).


Wielkie, kolorowe stoisko kół gospodyń wiejskich. Te koła - w skrócie KGW - przeżywają swój renesans. Gdyby nie one, co byśmy na wsi mieli? Panie proponują tradycyjne, regionalne, kociewskie jadło. Akcję pod nazwą "Nasze Kociewskie Kulinarne Dziedzictwo" prowadzi z serca i z urzędu oczywiście pani Ela, czyli Elżbieta Glaza. Skrzyknęła panie z KGW i z gospodarstw agroturystycznych, aby zaprezentowały swoje specjały. Można degustować i kupować.
No i oczywiście Dagmara Mazurek w pięknym ludowym stroju. Jak na wielu imprezach prezentuje produkty z żurawin. Posiada już nawet na te swoje wyroby certyfikaty. Są też wpisane na liście Produktów Tradycyjnych. Wielkim powodzeniem cieszy się słynna nalewka "Żurawinówka po mermecku"", nie mniejszym ""Konfitura lecznicza z żurawin po mermecku:". Receptury pani Dagmara ma od prababci z 1905 roku.


Siadamy i wypisujemy osiągnięcia. Otóż Dagmara Mazurek jest zdobywczynią i laureatką I nagrody kulinarnej w konkursie "Nasze Kulinarne Dziedzictwo" 2004 r., otrzymała także nominację na targach Polagra+Farm do "Perły" 2005 r., jest laureatką "Brązowej Malwy" 2005 r. Pałac Wilanowski Warszawa.
Taką robi furorę ta ambasadorowa Kociewia. Może uda się to innym paniom, które prezentują swoje wyroby na festynie? Szansa będzie - na tegorocznej poznańskiej Polagrze. A ich produkty są wyśmienite. Kto nie skosztował, niech żałuje. Inna spraw, że takich, co nie skosztowali, było niewielu. Na przykład Hanna Dóżkowska nie mogła wprost się opędzić od klientów, którzy pragnęli poznać smak jej nalewki z czarnej porzeczki na lipowym miodzie, "Rubinowej perły". Można było delektować się też pysznymi serami Małgorzaty Panas, kapustą po kociewsku Mieczysławy Cierpioł, jak również specjałami Alicji Wacholc. Wszystkie te panie, przy wsparciu Urzędu Marszałkowskiego, będą reprezentowały gminę Zblewo na targach w Poznaniu.


Nieco później robi się wielkie zagęszczenie. Co teraz dają? Miód. Oto mistrz pszczelarski Krzysztof Ślanda częstuje miodem ze swojej pasieki. Jest ekologicznie czysty, zresztą nie tylko ten. Chyba nawet każdy. W nieekologicznym środowisku pszczoły szlag trafia.
Po degustacji miodu można teraz zjeść kawałek domowego kociewskiego ciasta, można też chlebek ze smalcem czy szandar kociewski z ziemniaków.
Są też i inne stoiska, nie tylko z jadłem. Na jednym z nich można kupić lub wylosować jakieś kolorowe cacko. To stoisko Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym - Koło ze Skarszew. Panie terapeutki mają dar handarek - potrafią przekonać, że trzeba wyciągnąć dwa złocisze i wziąć udział w losowaniu. A nagrody są piękne - starannie wykonane przedmioty z drewna, ręcznie malowany serwis do kawy lub ładny obrazek. Oczywiście wszystko to wykonane przez lub z udziałem osób niepełnosprawnych.


Raj mają najmłodsi. Zjeżdżalnia jest gigantyczna, jak na Zblewo przystało. Obok szaleją na batucie. Nieco dalej samochodziki. Jakaś mama nie może sobie poradzić z synkiem któremu wydało się, że jest Kubicą. Bliżej berlinki stoi kolejka. Maludy chcą się przejechać kucykiem i poczuć sie choć trochę jak na Dzikim Zachodzie.
Zbliża się wieczór. Zza wielkich głośników słychać jakiś znajomy głos. Co? Głos spadającej gwiazdy? Tak. Głos ulubieńców władców PRL-u i ZSRR, głos, ach ten głos. Po chwili wchodzi. Andrzej Rosiewicz. Z wielką czapą, z ruską gwiazdą na niej. Sypie kawałami, jest świetny. Ciągle wielka gwiazda, nie upadająca. Tyle że wypadła z łask władz (czytaj - z telewizji). Mnóstwo ludzi, brawa. To niezwykłe, widzieć taką gwiazdę prawie na wyciągnięcie ręki w Zblewie. Można strzelić mu nawet zdjęcie z komórki. Takie czasy. Komórkowe. A on - czy wie, gdzie jest? Wie - w mieście Zblewie. Tak mówi. W mieście Zblewie, proszę Państwa.
Dobrze mówi - w mieście. Rozmawiamy na uboczu z jednym z urzędników UG.
- W mieście Zblewie. Właściwie w trójmieście: Zblewo, Bytonia, Pinczyn...
- No tak, ale mieszkańcy nie chcą miasta, bo uważają, że mogliby dużo stracić. Niestety, nie widzą, ile mogliby zyskać.


Dość dygresji. Rosiewicz śpiewa. Wiązankę pieśni polskich.
Powoli wyjeżdżamy z parkingorżyska w stronę berlinki. Na drugą gwiazdę (Skiba) nie będziemy czekać, bo znowu nie posmarowaliśmy glacy filtrem przeciwsłonecznym (że też panie z KGW nie robi antysłonecznej nalewk z żurawin!). Na berlince samochody stoją aż do wysokości cmentarza. Ruchem zgrabnie kierują policjanci. Mimo to - taka sugestia - warto by, biorąc pod uwagę skalę imprezy, zbudować porządny parking. Ale to już zadanie dla nowych władz. Proszę ująć ten punkt w wyborczym programie.
Tekst i foto
Kamila Sowińska

Inne zdjęcia z festynu - patrz podstrona następna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz