piątek, 4 sierpnia 2006

Tansknota - opowieść spisana gwarą

Tansknota
Zawdy jak mnie weźnie tansknota, to wracóm do moji wioski. Czy ta wioska je moja? Toć żam sia tamój jano urodziył i dych nic nie pamniantóm zes mojygo tamój urodzenia. Mniaszkał żam tyż wew Bobowie, gdzie żam był ochrzczóny. Mniaszkał żam tyż w Jabłówku, u Nykarta na dani. Ale wew Grabówcu to żam sia jano urodziył. I wej nigdzie mnie tak nie cióngnie jak prawie do Grabówca. Aż sia sóm sobie dziwuja. Ale tak je.

A

ile ostało wew moji pamnianci zes tego, czega żam może nawet nigdy nie widział? To pewnieć wspomniania moji matki siedzó sobie wy mnie jakby to wej byli moje. Jak tak rychtyk pomyśla, to wej sóm pamniantóm jano Jabłówko, nó bo wej wew Jabłówku mniał żam uż wnetki trzy lata.

Pamniantóm, że kele nas, po drugi strónie drogi mnieszkeli Jasnochy, co mnieli lólka zes długó białó brodó. Pamniantóm tyż psa Filusia i że po niebie cygara ceppelina lejciała, i ta kruszka pamniantóm (wielgachne drzewo), co na przodku, kele chałupy stojała i co maluśke, ale słodkie kruszki mniała, i pamniantóm, że mój stryj wew karczmnie na scynie wystampował, a moja mama tych aktorów uczyła.

A była dawni karczma wew Jabłówku, tu zara, jak sia do wioski wjyżdża, po lewy, dych przed żywopłotam. Ale zez Grabówca przecie nic nie pamniantóm - jano to, co mnie moja matka powiedziała, i to, co żam już jako wiankszy knap z przedwojny pamniantóm, i tera powojanne czasy.

Ale to wszytko się zlywa wew jadno. Wydawa sia tera, że ja żam to wszytko sóm przeżył, ba, widza genał jak to było, i może to stóndy ta tansknota? Czasy sia pómnieszeli i to je nieważne, kedy co było, jano że było.

I tak se przypomninóm, że jakby szed od mostu na Wangermucy abo ze Smolónga od krzyża, to na prawa mniszkał wuj Jan Sztrałza (Strauss), co to wej jego dzieci breli udział wew strajku szkólnym o polski paciyrz. Dali, na lewa, mnieszkali Białkowscy, a trochy dali, na prawa, to wej brat mojygo lólka kupsiył se gospodarka, ale to uż było chyba mniandzy wojnami. Przed tym wiam, że mnieszkał wew Sumninie. Tera ponoć jego najmłodszy syn zes trzeci kobjyty gospodarzy.

Zara kele strugi Pliszki mniaszkał szołtys, co wej para roków tamu jego matka poznała - Tyś przecie Janka syn, toć wej, jakbym na niego patrzała.

Jakby nie iść mostkam bez Pliszka, jano na lewa, pod górka, to wej tamój mnieszkali kedyś Cejrowscy i to u niych była Czytelnia Ludowa. Zaś idónc mostakam bez Pliszka (na prawa), to tamój, wew socjalizmie pobudoweli remiza strażacka ze zaló i Klub "Ruchu". Trochy dali stoji uż dziś nieczynna szkoła, do chtórny moja mama chodziyła. Zaś na lewa od szkoły je dość wysoka górka, bez chtórna lejci stecka do Jabłowa. Ta górka to wej ludzie tak brzydko nazyweli "Wypnij d...". Dali była kolunialka i tamój drogi się rozwiedli. Jedna na Jabłówko i Starogard, a druga do ty półowy wioski i do Misinka. Tu, na lewa, była walna góra, a na ni las, a na prawa, za bagankiem, mniszkał Kómorowski.

Dali droga znówki się rozchodzi. Jedna lejci prosto, do ty czanści wioski, co je nisko położóna aż do Wangermucy, a na lewa po jedny strónie lasem proste góry, a po prawy bagna i torfkule, a dali tyż las. Tak aż do Mińska, gdzie je dwórek myśliwski.

Tak wej ten Grabówiec siedzi wew moji łepetynie, taki pamniantóm i za takim tansknia. Choc tera uż tamój nie łaża mojami szpytami, to wej okam wyobraźni zawdy tamój jezdóm i jak se tak patrza, to widza to wszystko tak, jakbym był.

Wasz Kźmniyrz - Antoni Górski
O autorze:
http://www.kociewiacy.pl/modules.php?op=modload&name=News&file=article&sid=532

Wysłany przez kociewiak opublikowano czwartek, 24 marzec, 2005 - 10:04

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz