piątek, 1 kwietnia 2005

Maria Romanowska "Honorata" - wspomnienie

Jeśli Bóg istnieje... - śpiewa Kayah. Tak na marginesie - Jakież to niemodne tak dzisiaj śpiewać albo dywagować o tym "problemie". Trzeba być bardzo zarozumiałym zadufkiem, by nie rozumieć, że Bóg istnieje.





A gdzie On istnieje? Wszędzie. Wystarczy tylko popatrzeć dookoła siebie lub przyjrzeć się swojej twarzy w lustrze. Bóg siedzi w oku, w jabłoni, w gwiazdach, a nawet pod deklem od chłodnicy Twojego volkswagena. Co innego jednak zrozumieć, że Bóg istnieje, a co innego wierzyć w Boga. Tak mi się wydaje.
Mówią, że trzeba łaski wiary, żeby wierzyć w Boga. A może to się ma lub się tego nie ma w genach? Są całe stada ludzkich baranków, które nie mają tej łaski. Powiedziałbym nawet, że w dzisiejszych zmaterializowanych czasach, kiedy ktoś wchodzi do kościoła z telefonem komórkowym, tej łaski Pańskiej otrzymujemy jakby coraz mniej.
Ale w ogromnym stadzie baranków od czasu do czasu trafia się na osobę, która ma łaskę wiary. To od razu widać, to się wyczuwa. W takim przypadku jestem dziwnie skrępowany, czuję się jak sztubak na egzaminie albo jak u ważnej osoby, która może mi życzliwie podpowiedzieć, jak zdobyć przepustkę na drugi brzeg rzeki zwanej życiem.
W 1994 roku w "Tygodniku Parafialnym" wyczytałem gawędę podpisaną po prostu Honorata. Było w niej pełno jakiejś niespotykanej dobrej mądrości i niezwykłej pogody ducha. Na dodatek tekst świadczył o wybitnym talencie literackim. Kim jest ta Honorata? - z tym pytaniem pojechałem do Skórcza, do Anhalta, redaktora tygodnika. Po otrzymaniu odpowiedniej rekomendacji od Zygi znalazłem się pewnego dnia w domku pani Marii Honoraty Romanowskiej. Od razu spostrzegłem, że Honorata ma wielką łaskę wiary.
Ustaliliśmy, że pani Maria napisze kilka tekstów do "Gazety Kociewskiej". Zaczęło się niewinnie - od paru części pod tytułem "Romana, córka Olimpii". Nawet nam wtedy w głowie nie zaświtało, że będzie to początek wspaniałej, trzyczęściowej powieści autobiograficznej: wileńskiej, pomorskiej i kociewskiej.
Od tego czasu pani Maria tydzień w tydzień pisała do nas fragmenty tej powieści, co ciekawe - pisała zawsze w tej samej objętości rękopisu. Po ukończeniu tego wspaniałego dzieła ustaliliśmy, że trzeba pisać dalej - najlepiej coś w rodzaju gawędy. Coś w rodzaju, gdyż panią Marię trudno było namówić do uprawiania jakiejś jednej sztywnej formy wypowiedzi. W jej tekstach jak słońce odbijały się cechy jej duszy - dobroć, tolerancja, pogoda ducha, mądrość i łaska wiary.
Pisała co tydzień, do czwartku ubiegłego tygodnia. W ostatniej opowieści pisała o listonoszach. Tekst nie jest skończony.
Zmarła na zawał w wieku 81 lat.
Honorata miała wielu czytelników i bynajmniej nie były to tylko kobiety. Dla mnie od początku nie ulegało i nie ulega wątpliwości, że pozostawiła po sobie wielkie dzieło literackie. To, że nie zostało ono jeszcze odkryte, zawdzięczać możemy ogromnemu bałaganowi, jaki po 1990 roku zapanował w krytyce literackiej. W ogólnym zamęcie promuje się miernoty, nie zauważa pereł. Po wtóre - sami Kociewiacy, narodek raczej literacko nieokrzesany, owszem, czytali, ale żeby pomyśleć o wydaniu w formie książki...?
Ale nic to, pani Maria była osobą tak skromną, że nigdy nie myślała o swoim dziele jako o czymś godnym wydania. Jeśli Bóg istnieje... - śpiewa Kayah. Dla Honoraty tryb niepewności w tym zwrocie byłby zupełnie niezrozumiały. Rzadko kto odchodzi z tego świata tak pogodzony z nieuchronnością odejścia. Rzadko kto odchodzi, załatwiwszy na tym ziemskim padole aż tyle spraw do końca.
Może jakieś okruszynki jej pięknego optymizmu zostały w duszach czytelników? Pani Mario, proszę o nas tam pamiętać. I od czasu do czasu życzliwie podpowiadać, nam, niewiernym Tomaszom, jak zdobyć przepustkę na drugi brzeg rzeki zwanej życiem.

Tadeusz Majewski

Wybrane opowiadania Honoraty czytaj - http://skorcz.kociewiacy.pl/Artykul63.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz