Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna KOOPEROL przez lata wrosła w gospodarczy pejzaż powiatu jako firma, z której zawsze byliśmy dumni. Zapewne też byli z niej dumni sami spółdzielcy, którzy w swojej firmie mieli pracę i - kiedy działo się dobrze - dzielili się dodatkowo zyskiem (tak działa spółdzielnia) w proporcji 1 do 4. Upraszczając - ten, który ma najwięcej dniówek (prezes), dostawał cztery razy więcej zysku niż ten, co ma najmniej. Całkiem rozsądne, niekominowe proporcje.
Od 2000 roku zysku nie ma, a spółdzielcy i pozostali pracownicy (bo w RSP pracują też i tacy) zarabiali do 1000 złotych.
Działo się więc coraz gorzej.
Według prezesa działo się tak, bo - ogólnie mówiąc - spółdzielnie tego typu to już postsocjalistyczny relikt, z którym poważni partnerzy nie chcą specjalnie rozmawiać, gdyż zbyt długo trwają drogi do podjęcia decyzji (podejmuje prezes, ale po drodze są Walne, Rada Nadzorcza, Zarząd i Bóg wie kto jeszcze). Poważne podmioty wolą rozmawiać z firmami, gdzie jedną decyzję podejmie jedna osoba podczas np. jednego spotkania.
Od pewnego czasu prezes RSP KOOPEROL zaczął przekonywać spółdzielców, że należy zerwać z tą przestarzałą strukturą i docelowo przekształcić spółdzielnię w spółkę. W tym celu w 2003 roku założył spółkę z o.o., która miała wchłonąć niebagatelny majątek spółdzielni, ostatnio wyremontowanej za kilka milionów złotych.
Spółdzielcy - co ciekawe - widzieliby takie rozwiązanie, ale - rzecz jasna - pod warunkiem, że wszyscy mieliby w takiej spółce udziały.
I tu się zaczynają rzeczy trudne do zrozumienia dla niektórych spółdzielców.
Prezes założył na terenie spółdzielni spółkę, ale został w niej większościowym udziałowcem. Udziałowcem została też księgowa, pracująca i tu, i tam, to znaczy w spółce z o.o., i w spółdzielni. Człowiek od marketingu też pracuje i tu, i tam. Nie dość na tym - spółka z o.o. ma tę samą nazwę, co RSP KOOPEROL, a mianowicie KOOPEROL sp. z o.o. i ten sam znak towarowy.
I ta właśnie spółka miała wchłonąć majątek spółdzielni oraz szukać inwestora z odpowiednią kasą i mającego wejścia w np. hiermarketach.
Miała, ale po piątkowym spotkaniu już nie będzie, choć po to przecież - jak mówi prezes - została powołana.
Tak to się wszystko skomplikowało, że trudno się dziwić niepewności spółdzielców, kiedy mieli głosować nad uchwałą o upoważnieniu zarządu spółdzielni do zawiązania lub utworzenia spółki, której ma zostać przekazany aportem prawie cały cenny majątek spółdzielni. Świadczy o tym wynik głosowania 63 do 36. Trzydziestu sześciu przeciw to w istocie rzeczy porażka rzeczników zmiany formuły spółdzielni w spółkę (de facto - w dłuższej perspektywie - jej likwidacji).
Teraz zacznie się długa droga, gdzie prezes, niczym Mojżesz Żydów z egipskiej niewoli, będzie przeprowadzał spółdzielców z RSP do spółki - ziemi obiecanej.
I może ma rację, że tak robi. A że będzie ich prowadził do spółki, której nikt nie zna, bo na razie nieistniejącej? Tak właśnie ma być. Skończyła się siermiężna pewność pracy i płacy w postsocjalistycznej spółdzielni, a zaczęła się gra w kapitalizm, gdzie nikt nic nie wie, nikt nie ma pewności, nie wyłączając i prezesem.
Cholernie wielką odpowiedzialność bierze on sobie na barki! Dotyczy to około 150 osób.
Wśród wielu są jeszcze inne znaki zapytania, jeden bardzo poważny - czy ten, w gruncie rzeczy wymuszony marsz spółdzielców ku spółce został spowodowany kiepską koniunkturą, słabym euro itp., czyli przez czynniki zewnętrzne, czy przez samego prezesa i zarząd, którzy być może - zapatrzeni w ponoć wyższą nad spółdzielnie formę własnościową, jaką są spółki - zapomnieli, że przede wszystkim winni walczyć o wyniki ekonomiczne spółdzielni.
Wszak po to ich wybrano.
Tadeusz Majewski
Stanowiska prezesa KOOPEROLU i przewodniczącego Rady Nadzorczej w tej sprawie - w piątkowym tygodniku "Kociewiak", dodatek do "Dziennika Bałtyckiego"-
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz