środa, 23 marca 2005

Wielki wigwam i inne atrakcje

O Bartlu Wielkim rozmawiamy z sołtysem Grażyną Derą.

Do wsi jedzie się wąską asfaltową szosę z Kalisk. Przez wielki i piękny las. W pewnym momencie krajobraz robi się bardzo urozmaicony. Szosa meandruje, po prawej i lewej stronie widać malownicze rozlewiska. Potem pierwsze zabudowania. Najpoważniejszym obiektem w centralnej części wsi jest stary budynek poszkolny. Do niedawna był zniszczony, teraz kompletnie się zmienił. Otoczenie też. Jest porządek, boisko za szkołą i obiekt, którego pani sołtys nie chce nazywać z wigwamem, bo to nie wigwam, a poza tym chciałaby to coś nazwać po kociewsku.

COŚ

Sołtysem Bartla Wielkiego - już drugą kadencję - jest Grażyna Dera. Spotykamy ją w tym CZYMŚ - w wielkim drewnianym budynku za byłą szkołą. W CZYMŚ na św. Józefa - patrona stolarzy - spotkali się pracownicy firmy Macieja Wysokińskiego. Idziemy z panią sołtys do szkoły porozmawiać o wsi i dokonaniach społeczności wiejskiej.

Proszę w kilku zdaniach scharakteryzować wieś...
- Jest bardzo porozrzucana. Ciągnie się 3 km przy szosie. Liczy sobie 28 zabudowań, 132 mieszkańców, w tym spora, około 30-osobowa grupka młodych w wieku szkolnym - od podstawówki, do szkoły średniej. Daje się z nich nawet uskładać drużynę piłkarską, która czasami gra w międzysołeckim turnieju na gminnym festynie Leśne Spotkania. Wieś od lat słynęła ze stanicy harcerskiej w budynku poszkolnym, dzierżawionym przez hufiec z Czarnej Wody. Bartel to wieś dziewicza turystycznie, taka wyspa w lesie. Jak spojrzeć na mapę, widać małą, jasną część, otoczoną potężnym lasem. Mamy też malownicze rozlewisko Karaśnik i jezioro Nierybno.

I macie tu pomnik upamiętniający Szymańczaka, walczącego o utrwalanie władzy ludowej.
- Były głosy, żeby zburzyć, ale został. Jako świadek historii, nie zawsze tej chwalebnej. Chociaż nie tylko jako świadek historii. Zawsze ktoś tam przy tym pomniku zapala lampki.

Od kilku lat słyszy się o wielkich dokonaniach Bartla. Co to za dokonania?
- Już kilka razy wzięliśmy udział w Pomorskim Programie Odnowy Wsi. Chcieliśmy coś robić wcześniej, ale bez tego Programu nie udałoby się. Napisaliśmy projekt pod nazwą Ośrodek rozwoju i integracji sołectwa, a potem przystąpiliśmy do realizacji zadań. Na początku przede wszystkim szło o świetlicę. Wcześniej była w starym budynku nadleśnictwa. Potem nadleśnictwo postanowiło sprzedać mieszkania tym, którzy tam zamieszkują i trzeba było się przenieść do szkoły. Przenieśliśmy się trzy lata temu i wtedy postanowiliśmy ją wyremontować. Szkoła była w opłakanym stanie, walił się dach. Pytanie - skąd środki? My nie mieliśmy, harcerze też są biedni, gmina tez nie miała. I wtedy padło hasło - Program. Zachęcał nas pan Marian Firgon z Sumina. Wkrótce po tym 9 osób utworzyło Grupę Odnowy Wsi, a dwie osoby - liderzy - pojechały na szkolenia do Wieżycy. Bardzo nas wspierał - jako koordynator z ramienia Urzędu Gminy Krzysztof Bartkowski. Urodził się w Bartlu, był tu kierownikiem w tej szkole, miał sentyment. I po otrzymaniu środków z Programu wzięliśmy się za porządki. Wyremontowaliśmy dach, wycięliśmy chaszcze, ogrodziliśmy ten cały teren, posadziliśmy żywopłot.

Ten poszkolny budynek do kogo należy?
- Mamy to przekazane jako wsi. Wieś wie, że to jest jej. Również stojący obok szkoły budynek gospodarczy, gdzie młodzi grają w tenisa.

Co realizowano dalej?
- Zniwelowaliśmy teren, powstało boisko. Co prawda mniejszych rozmiarów, ale jest. Za szałasem (tym CZYMŚ) powstało też miejsce na namioty. W szkole są sanitariaty. Ogłosiliśmy przetarg na okna z PCV, z łukami, a potem je wstawiliśmy. Przy stawku, który pogłębiliśmy, zbudowaliśmy wiatę z ławeczkami. Do tego miejsca przyjeżdża rowerami dużo osób z Kalisk. Zrobiła się piękna ścieżka rowerowa.

A teraz o tym szałasie. Niezwykła budowla.
- Przystępując po raz kolejny do Programu opracowaliśmy projekt, w którym zaplanowaliśmy coś, co wciągnie młodzież i będzie też atrakcją dla licznych grup turystów. Wymyśliliśmy jakby otwarte ognisko pod dachem. Nie żaden kominek czy grill. I powstała ta budowla. Można w niej posiedzieć przy ogniu, gdy na dworze pada deszcz. Obiekt powstał przy pomocy wielu osób i wspaniałych splotów zdarzeń.

To jest wigwam?
- Nie, to nie jest wigwam. Chcielibyśmy, żeby to się nazywało po kociewsku. Będzie konkurs na nazwę.

Wiec na razie to jest COŚ. To COŚ jest duże, a nawet wielkie jak na konstrukcję drewnianą. I ma ogromne palenisko z dostępem dla wielu osób na raz.
- Tak, jest duże. Mieści się 50 osób. Wspaniałe miejsce. Harcerze z Sopotu byli zauroczeni.

I tak w sumie powstało tutaj całe terytorium rekreacyjne. Czy na tym już koniec?
- Nie, teraz musimy urządzić ten poszkolny budynek wewnątrz. Oczywiście to są wielkie koszty, ale damy sobie radę. Przecież to, co dotąd zrealizowaliśmy, kosztowało setki tysięcy złotych, tylko w zeszłym roku około 70 tysięcy.

Bartel Wielki ma wielkie walory turystyczne. Turystę interesują trzy zasadnicze sprawy: jedzenie, spanie, woda. Czy ta szkoła - świetlica będzie dalej służyć jako schronisko?
- Tak, chcielibyśmy nadal prowadzić wynajem dla grup młodzieżowych, harcerzy. Ale musimy zmodernizować wnętrze - mamy już projekt na ten rok. Ma być duża sala dzienna, łazienki, również dla niepełnosprawnych. Będziemy się starać o środki zewnętrzne.

Ten obiekt - szkoła - schronisko i to całe centrum rekreacyjne - ma przynosić wsi pieniądze na dalsze działania?
- Dobrze by było, żeby zarabiał na utrzymanie siebie.

Jak tak rozmawiamy, to odnoszę wrażenie, że dzisiaj w pewnym sensie czyny społeczne przypominają realizację biznesowych przedsięwzięć. Najpierw powstaje szczegółowy projekt (biznesplan), później ktoś to analizuje, przyznaje (bądź nie) środki. I potem mieszkańcy to wykonują.
- No tak, kiedyś było odgórnie. Za pieniędzmi szli robotnicy. Teraz sami sięgamy po pieniądze i sami to wykonujemy. To ma swój cel.

Jakie są turystyczne szanse Bartla?
- Bardzo duże, bo Bartel ma już stałych klientów - indywidualnych i grupowych. Ale potrzebne są inwestycje, bo ludzie mają różne oczekiwania.

Na przykład jakie?
- Jakaś kobieta z Warszawy dzwoniła i pytała, czy tu jest miejsce kryte strzechą. Albo raz goście naszej kwatery, którzy już mieli spakowane walizki, zobaczyli, że mąż wozi siano. Zostawili walizki i pobiegli je ładować. On, głowa rodziny, mówił, że to byłby grzech - być na wsi i nie ładować siana.

Chcą posmakować dawnego życia.
- Tak, chcą wodę ze studni, a potem... prysznic i saunę.
Rozmawiał Tadeusz Majewski

Więcej czytaj w tygodniku Kociewiak - dodatek do piątkowego wydania Dziennika Bałtyckiego.










Zdjęcia przedstawiają:
Budynek poszkolny (schronisko, świetlkica wiejska) dzisiaj - pod blachodachówką, z nowymi oknami.
Wielki wigwam na 50 osób.
Palenisko w środku wigwamu.
Komin wychodzący przez dach z drewna.
Urocza kapliczka w Bartlu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz