czwartek, 24 marca 2005

Trzeba chcieć - o kole KGW

Mieszkają daleko od siebie, bo też to sołectwo, leżące przy szosie Starogard - Lubichowo, ciągnie się kilka ładnych kilometrów. Ale co to dziś za problem z komunikacją. Żaden. Natomiast jest wielki problem z tym, żeby chcieć. One chcą.
Mówi przewodnicząca Koła Gospodyń Zielona Góra Anna Zalewska.



- Nasi mężowie są bardzo zadowoleni, że działamy. Uważają, że jest to kobietom potrzebne. Ba, nawet sami są takim czymś zainteresowani. Spotykamy się, żeby się odprężyć, poplotkować, czegoś nowego nauczyć. Dotyczy to zwłaszcza kuchni. Wymyślamy nowe "eksperymentalne" dania, robimy też i te tradycyjne. Wymieniamy się przepisami. Promujemy w ten sposób nasz region i nasze potrawy. Obecnie koło liczy 30 osób. Każdy może się zapisać, nie ma żadnych ograniczeń wiekowych. Spotykamy się w remizo-świetlicy, jaką mamy w naszej wsi. Są tam dobre warunki, jest kuchnia. Trzydzieści osób to dużo. Czy mieszkamy blisko siebie? Właśnie, że nie. Spotykamy się, jak czegoś potrzebujemy albo do czegoś się przygotowujemy. Mamy własny system informacji. Najpierw ja dzwonię do jednej osoby, tamta do drugiej i tak po kolei ta informacja idzie. Bywa też, że ktoś z koła dzwoni do mnie i informuje o spotkaniu. Na Powiatowym Konkursie KGW w Kaliskach byłyśmy po raz pierwszy, to nasz debiut. Bardzo fajna impreza. Nie myślałam, że aż tak mile spędzimy ze swoim kołem dzień. Niestety, nie wszystkie mogłyśmy wystąpić. Trzeba było typować. Istniejemy krótko, od półtora roku. Ściśle mówiąc wcześniej koło tutaj było, ale słabo przędło. Dzięki instruktor Grażynie Ormanin nastąpiła reaktywacja.
Panie w Zielonej Górze - jak widać - umieją wspólnie działać. A panowie? Do dzieła. Może warto założyć Koło Gospodarzy Wiejskich?

Zdjęcie
Panie z KGW Zielona Góra na turnieju w Kaliskach. Część występowała (zajęły IV miejsce), a część przyjechała kibicować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz