czwartek, 24 marca 2005

O hafciarkach z Bietowa

Stefania Stiwe jest hafciarką. Talent odziedziczyła po ojcu, znanym rzeźbiarzu Alojzym Stawowym.

Spotkaliśmy ją na imprezie w Kaliskach. Prezentowała swoje dzieła - przede wszystkim haftowane w rozmaite wzory serwetki. Piękne, ale pracochłonne. I nie mające szans na rynku wobec zalewu różnego rodzaju tandety z taśmy. Chyba że znajdzie się jakiś koneser sztuki ludowej.
- Pochodzę z Bietowa. Haftuję od dziecka - mówi pani Stefania. - Miałam to już chyba we krwi. Zawsze, jak sięgam pamięcią, lubiłam coś wyszyć, uszyć, doszyć, zmienić. To była dla mnie zabawa i duża satysfakcja. Teraz chętnie uczę innych, szczególnie

dzieci.
Artystka doskonale zdaje sobie sprawę, że robi coś zanikającego. Po prostu ludzie interesują się teraz całkiem czymś innym. Ale zainteresowanie rękodziełem można by wskrzesić. - Nie wiem, dlaczego teraz jest tak mało młodych, którzy by tym się zajmowali - mówi. - Za moich czasów na lekcji się szyło, przyszywało guziki, wyszywało się różne rzeczy. To było obowiązkowe. Dzisiaj w programach lekcyjnych czegoś tego nie ma i najprawdopodobniej z tego powodu nie pojawiają się talenty w tej dziedzinie. Gdyby były takie lekcje... Jedynie zdarzą się pojedyncze osoby, które nauczyły się od babci i im się to spodobało. U nas w domu spodobało się wszystkim. Mam dwie siostry Zofię i Annę. One też się tym zajmują, choć w mniejszym stopniu.
Stefania Stiwe często pokazuje swoje hafty na różnych wystawach. Wiele razy towarzyszy jej jedna z sióstr.
Tekst i foto M. G.

Na zdjęciu
1. Stefania Stiwe z siostrą Zofią przy swoim stoisku w GOK-u w Kaliskach.
2. Piękne i pracochłonne hafty - czy kiedyś znajdą uznanie na rynku?

Za tygodnikiem Kociewiak - dodatek do piątkowego wydania Dziennika Bałtyckiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz