czwartek, 24 marca 2005

Zapomnij o schabowym

Bar "Kącik" ma swój styl, zwłaszcza jeżeli idzie o budynek. Czerwona cegła, ładny drewniany ganek, pasujące do tego napisy. Tenże styl retro widać też i w środku. Gorzej z jedzeniem.

Studiujemy menu. Na obiad polecają tu: de volaille z masłem lub serem wraz z frytkami, surówką i sosami i kotlet drobiowy (też w zestawie). Zupy: bogracz, flaki wołowe, gulaszowa, fasolka po bratońsku, węgierska, żurek. A potem "fast fudy": frytki, hamburger, cheesburger i hot - dog. Zestaw sałatek.
Oczywiście wszystko to daje się zjeść i jest dobrze podane, ale my tu - wracając ze Smętowa - szukamy porządnego swojskiego jadła.

Dlaczego tu nie ma normalnego obiadu? - pytamy właściciel lokalu Piotra Jurczyka.
- Bo teraz najnowszym problemem dla takich lokali jak nas są sprawy sanitarne. Kuchnia kosztowałaby setki tysięcy złotych, dlatego my kupujemy półprodukty, a nie na przykład kawałek mięsa. Żeby robić tu obiady, trzeba stworzyć odpowiednie stanowiska pracy: jedno do obierania, drugie do przygotowania, trzecie do usmażenia. Trzy osobne pomieszczenia. I trzech zatrudnionych ludzi, bo jeden człowiek nie może obierać ziemniaków, a potem obrobić mięsa i usmażyć. Chyba że by się co chwilę się przebierał i biegał od stanowiska do stanowiska. A Jajecznica? Jajka muszą być parzone. Żeby podać takiego schabowego z kapustą, trzeba by mieć chłodziarkę, bo transport na 20 kg kapusty się nie opłaca. To też koszty. Teraz chcą wprowadzić też przepis dotyczący temperatury zupy. Nie może przekraczać 60C, by nie było oparzeń, ale jeżeli spadnie do 40C, to też źle. Wtedy należy ją schłodzić do 4C i na nowo podgrzać.

Bzdurne przepisy?
- Strasznie ostre, ale ja jestem za tym, bo przynajmniej wiemy, że jemy w porządnym, czystym lokalu z dobrym świeżym jedzeniem. Ale oczywiście żeby się do nich zastosować, trzeba by zainwestować ogromne pieniądze.

Wiec nie myśli pan o przerobieniu "Kącika" w porządna restaurację?
- Myślałem, bo latem przyjeżdża tu wielu ludzi, więc takie jedzenie by schodziło. Nie jest to jednak taki ruch, żeby inwestować w kuchnię. A bez kuchni nie będę robił. Dla paru kotletów nie będę łamać prawa. Wobec tego posiłki są sprawą dodatkową dla gry w bilard, piwa.

Szkoda, że pan rezygnuje, bo zrobiła się moda na nasze polskie i ludowe jadło. Podobno, bo u nas tego nie widać.
- Przy drogach przelotowych widać bary. To swojskie jadło ma racje bytu w dużych miastach, w restauracjach. W małych miejscowościach restauracje ciężko utrzymać. Jest to ekonomicznie nierealne, bo kto byłby klientem? W takim Trójmieście tylko jedną szóstą mieszkańców stać na jedzenie w takich restauracjach, a co tu mówić o małych miejscowościach, gdzie nie ma pieniędzy? Poza tym tutaj jest mentalność małomiasteczkowa. Nawet jakby ludzie by dużo zarabiali, to jeździliby do restauracji Starogardu czy gdzieś indziej.

Więc - jadąc ze Smętowa - ciągle jesteśmy skazani na hot doga?
- Mógłby być szerszy asortyment, ale wszystko w formie mrożonej. W USA się tak robi. U nas kebab jakoś się trzyma.

A co pan lubi najbardziej zjeść w domu?
- Ostatnio lubię wszystko z indyka. Pałki, piersi. Indyk ma najbardziej naturalne mięso. Jedynie na początku dostaje antybiotyki, a później już dorasta naturalnie. Kurczak jest cały czas hodowany na antybiotykach, a kaczka jest nafaszerowana. Indyk jest naturalny, silny.
Tekst i foto M.K.

Foto. Hot dog, cheesburger i dalej rozbijac bile. Jedzenie jest tylko dodatkiem do gry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz