czwartek, 10 marca 2005

KOOPEROL - spóldzielcze być albo nie być

Mówi przewodniczący Rady Nadzorczej RSP KOOPEROL Jan Stobiński.
W nawiązaniu do artykułów zamieszczonych w lokalnej prasie odnośnie przyszłości Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej KOOPEROL chciałbym zabrać głos w sprawie, tym bardziej, że żaden z redaktorów nie zapytał się o moje zdanie w tej mierze.




Nie ulega wątpliwości, że RSP KOOPEROL w Zdunach już od powstania w 1976 roku aż do chwili obecnej przeszła wiele przeobrażeń i nikt tego nie kwestionuje.
Nie jest to zasługą jednej osoby, ale wszystkich członków spółdzielni.
Słowa uznania należą się tym, co ją zakładali i prowadzili w warunkach gospodarki centralnie sterowanej (nakazowo-rozdzielczej) i również tym, którzy ją prowadzili w warunkach gospodarki rynkowej, gdzie panuje wolna konkurencja, prywatna własność środków produkcji i swoboda zawierania umów.

Osiągnięć spółdzielni nikt nie neguje i nikt nie ma zamiaru negować, szczególnie ja, związany ze spółdzielnią od 24 lat. Znak KOPEROL został wypromowany przez szereg lat i coś znaczy na polskim rynku.

Tym niemniej ten znak KOOPEROL jest powodem niezgody.
Do 2003 roku prezes spółdzielni przekonywał członków o potrzebie utworzenia na terenie RSP spółki, tłumacząc to tym, że trzeba się przekształcać, tak jak to robią inni.
Wówczas każdy spółdzielca był przekonany, że powstanie spółka, gdzie udziały będą mieli wszyscy członkowie spółdzielni (około 130 osób).
Kto tak myślał, grubo się pomylił.

Otóż na terenie RSP KOOPEROL powstała KOOPEROL sp. z o.o., która bez zgody Rady Nadzorczej przywłaszczyła sobie i używa do dnia dzisiejszego znak firmowy "KOOPEROL".
Oczywiście KOOPEROL sp. z o.o. zrobiła to niedopłatnie, a opłaty związane ze znakiem "KOPEROL" ponosi spółdzielnia.

Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby jej udziałowcami i wspólnikami nie zostali główni decydenci spółdzielni. Ci menedżerowie pracują i w strukturach spółdzielczych, i w spółce.
Przykładowo - prezes spółdzielni jest głównym udziałowcem spółki, główna księgowa księguje w spółdzielni i księguje w spółce, gdzie ma również udziały. Dyrektor Zakładu Przetwórstwa Mięsnego - część spółdzielni KOOPEROL - jest udziałowcem spółki. Specjalista ds. marketingu w spółdzielni jest dyrektorem do spraw handlu w spółce.

Jak to się ma do prawa handlowego?
Wyżej wymienione osoby, odpowiedzialne za zarządzanie, sprzedaż i dystrybucję, zajmują się tym samym w dwóch firmach.

Producentem jest spółdzielnia, pośrednikiem jest spółka o tej samej nazwie i tym samym logo.
Wszelkie koszty produkcji i koszty zwrotów towarów, część kosztów marketingowych ponosi spółdzielnia, mimo że sprzedaż odbywa się zarówno w jednej, jak i w drugiej firmie.
Taka spółka - KOOPEROL sp. z o.o., jaka powstała na terenie bazy Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej KOOPEROL, nie jest żadnym nowatorskim rozwiązaniem - o czym mówi w prasie prezes spółdzielni, a zarazem większościowy właściciel spółki - gdyż takie rozwiązania miały miejsce w krajach postkomunistycznych, zwłaszcza na Węgrzech w latach 90. Tam założycielami spółek na ciele spółdzielni faktycznie byli kierownicy RSP, którzy to jednak robili za przyzwoleniem prezesa (dyrektora).

Pozostawiali oni zadłużoną część spółdzielni, a sami przejmowali do tworzonych przez siebie spółek najbardziej intratną część spółdzielni za bezcen. Spółdzielnia upadała, a spółka się rozwijała i dzięki przejęciu tego wartościowego majątku spółdzielni miała możliwość pozyskania kredytów i utrzymania miejsc pracy dla tylko części jeszcze niedawnych spółdzielców. Z czym zostawała ta druga część spółdzielców - łatwo się domyślić.
Podobne rozwiązanie do wyżej przedstawionego ma miejsce w RSP KOOPEROL, gdzie na jej terenie w 2003 roku powstała KOPEROL sp. z o.o. Z tym że ewolucja posunęła się w naszym przypadku nieco dalej, gdyż to prezes utworzył spółkę i - powtórzmy - stał się jej większościowym udziałowcem. Przyjął do spółki kierowników, mających wpływ na losy spółdzielni.

To nie los spółdzielni jest w rękach spółdzielców, a w rękach prezesa, który praktycznie posiada wszystkie asy w rękawie. Używa w tej chwili wszystkich dostępnych metod, mających na celu przekonanie załogi do głosowania za uchwałą, która ma być przyjęta jutro (11 marca 2005) i która ma wprowadzić spółdzielnię do spółki prawa handlowego - czytaj: do KOOPEROL-u sp. z o.o.

Spółdzielnia z zewnątrz wygląda super, a wewnątrz jest chora.
Do tego czasu było tak, że żadna Rada Nadzorcza, wybierana w demokratycznych wyborach spółdzielni, nie potrafiła i nie odważyła się bronić interesów wszystkich członków spółdzielni.
Ponieważ różnych spraw nazbierało się sporo i były one zgłaszane do Rady Nadzorczej przez członków spółdzielni, rada postanowiła je przedstawić najwyższemu organowi spółdzielni - Zabraniu Przedstawicieli.

Poruszałem wiele spraw, które - moim zdaniem - wymagały natychmiastowych działań. I z nimi nie zrobiono praktycznie nic.
Ponieważ sprawy były bardzo poważne, a wyjaśnienia ze strony władz spółdzielni bardzo skromne, jako Rada Nadzorcza postanowiliśmy wyjaśnić je w gabinecie prezesa. Nie chciał tego zrobić, chociaż Rada Nadzorcza - jako organ nadzorujący i kontrolujący - ma tutaj pełne prawo o wszystko pytać, włącznie z zaglądaniem do wszystkich dokumentów firmy.

Odbywały się następne zebrania grupowe członków, a my przedstawialiśmy fakty niewygodne dla prezesa spółdzielni KOOPEROL i jednocześnie głównego udziałowca spółki KOOPEROL - sp. z o.o. Przez to staliśmy się największymi wrogami... spółdzielni.

Osobiście tak to przeżyłem, że do chwili obecnej jestem na zwolnieniu lekarskim. Występując w obronie ludzie pracy stałem się obiektem nagonki ze strony prezesa, który na mój temat rozpowiada nieprawdziwe historie.

Chodzi o to, żeby ludzie stracili do mnie zaufanie - i po części się to udało.
Jako Rada Nadzorcza, opierając się na Prawie Spółdzielczym, wystąpiliśmy do Krajowego Związku Lustracyjnego w Warszawie w celu przeprowadzenia lustracji. Zrobiliśmy to po to, żeby dowiedzieć się więcej o sytuacji spółdzielni przed przekształceniami własnościowymi.
Nic z tego. Mimo że minęły dwa miesiące, lustracji nie ma.
Grupa członków spółdzielni, podenerwowana nieudolnością Rady Nadzorczej, zgłosiła sprawę innym odpowiednim organom.

Jeśli chodzi o przekształcenia własnościowe, to powiem wprost - nie ma dobrej woli prezesa i zarządu, żeby utrzymać spółdzielnię.

Skoro tak jest i skoro załoga wyraziła zgodę na zmiany, to niech tak będzie, ale te przekształcenia niech zostaną oparte na zdrowych fundamentach. Dlatego też, jeśli tym fundamentem ma być KOPEROL sp. z o.o., która zamiast pomóc spółdzielni w uzyskaniu płynności finansowej, żeruje na niej, to w takiej sytuacji ja i Rada Nadzorcza mówimy STOP.
Gdyby tę kość niezgody rozwiązano z końcem 2004 roku, zresztą tak jak nam obiecano, można byłoby założyć spółkę, która zadowoliłaby wszystkich spółdzielców.
Już raz załoga 10 listopada 2004 roku na wniosek Rady Nadzorczej odrzuciła uchwałę, w której szło o zgodę spółdzielców na wniesienie aportem Zakładu Przetwórstwa Mięsnego do spółki prawa handlowego. Teraz prezes sprawę aportu jak bumerang wprowadza na porządek obrad Walnego Zgromadzenia w dniu 11 marca 2005 roku.

Wówczas chodziło tylko o Zakład Przetwórstwa Mięsnego, a teraz chodzi o całą spółdzielnię, co jest zupełnie dla mnie niezrozumiałe.
Ta uchwała pozwala zarządowi zrobić ze spółdzielnią praktycznie wszystko.
Zamiast najpierw wycenić majątek, potem wyjść z jawnymi ofertami do firm, ustalić wartość udziałów i ustalić pakiet socjalny dla załogi, a na koniec - mając już konkretnego partnera - podjąć uchwałę o aporcie, u nas robi się wszystko od tyłu. Ma się głosować nad uchwałą, w której są zawarte ogólniki, a ludzie nie wiedzą o co chodzi.
Podejrzewam, że ta uchwała i tak przejdzie. Może warto się jednak zastanowić i na jutrzejszym Walnym być dociekliwym.
Przewodniczący Rady Nadzorczej RSP KOOPEROL
Jan Stobiński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz