Osiedle, blok, klatka. Pion. Pół pionu śmierdzi. Oszczędzają na myciu. Pion jest cichy. Podobnie cały blok. Rano prawie wszystkie okna są ciemne. Pion nie szykuje się do pracy. Blok się wyludnia. Od kilku lat nie ma już wieczornych śpiewów, podobnie jak od kilku lat nie dobiegają z sąsiadujących z blokiem domków zapachy grilla. Teraz, zimą, czuć stamtąd jedynie smród palonych opon. Witamy w UE!W bloku stopniowo zostają sami emeryci i renciści.
Kumpel liczy: Żona i ja - emeryci; obok dwoje - emeryci; wyżej sąsiadka - bezrobotna, mąż - piekarz; potem "Podwójne Oczko" (przezwisko od okularów) - wdowiec - rencista; "Żuk" (były kierowca "żuka") - na zasiłku, ona - rencistka; obok Mietek - pracuje, żona - emerytura. I jedyne w całej klatce młode małżeństwo z dwójką dzieci: on - akwizytor, ona - nauczycielka. Pomijając tych młodych 9 na rentach, emeryturach i na bezrobociu, 2 coś tam ma. To cały pion. Starzy zostali, młodzi wyjechali na Zachód. Z biletem w jedną stronę.
30 lat temu pion tętnił życiem, chociaż przed blokiem stał tylko jeden duży fiat, jedna skoda i kilka maluchów. 16 lat temu blok przeżył ostatnią wielką emigrację zarobkową. Teraz się wyludnia.
@ Interesuje mnie los ludzi młodych w tym pionie. I w bloku też.
- O.K. - zgadza się kumpel. - Opowiem o tych młodych, ale najpierw kilka słów o obłudzie dyrektorów szkół średnich, bo to mnie wnerwia. W telewizji kablowej mówią, że wyprodukowali 50 sztuk techników rolniczych albo 150 sztuk techników ekonomistów. A gdzie są sprawozdania, co się z nimi dzieje potem? Kto z nich znalazł pracę, kto wyjechał, kto został bezrobotny, kto siedzi w puszce, jaki czempion dostał się na studia bezpłatne, a kto ma kasę i studiuje w starogardzkim koledżu? Jak nie ma takich danych, to szkoła istnieje tylko dla szkoły.
Tylko dwie studiują
Młodzi znikają. Byli wczoraj, dziś nie ma. Zostali nieliczni. Co robią? Tylko dwie osoby z pionu studiują. Dwie dziewczyny. Jedna, z parteru, na dziennych, druga, z IV poziomu w starogardzkim koledżu. Oczywiście odpłatnie. Nie dostała się na psychologię, złożyła podanie, zapłaciła czesne i będzie miała dyplom. "Karolina, a co będziesz po tych studiach robić?" - nieraz zaczepiam dziewczę.
"Ja nie wiem" - odpowiada niezmiennie.
Disk dżokej w Irlandii
Mgr ekonomii z IV poziomu jest DJ w Irlandii. Nie di dżejem, a disk dżokejem na talerzach. Po roku przysłał list do mamy. "Niejednokrotnie pracuję po 12 godzin - pisał. - Skrzyknęliśmy się w pięciu na mieszkanie. Idziemy w komunę. W jednym pokoju mieszkają faceci z dziewczynami. Jedna kuchnia, jedna łazienka, jeden kibel - jak w akademiku... Na życie jest, ale nie ma mowy o oszczędnościach. Praca? Wkładam naczynia do ogromnej zmywarki, a z niej wkładam do suszarni. Tysiące gorących naczyń. W rękawicach robię, bo parzy łapy. Maszyna nigdy się nie wychładza. Chodzi 24 godziny na dobę. Jeden wrzuca resztki do kosza, drugi wkłada do wielkiej wanny, trzeci (ja) do zmywarki."
Mama się popłakała. Między wierszami stało, że syn w tym roku nie przyjedzie na święta. No bo za co? Poza tym jakby nawet odpuścił na 2, 3 miesiące, to potem musiałby od nowa przecierać szlak. W Starogardzie próbował założyć firmę. Nie wyszło, chociaż ma dyplom, wiedzę, zna reguły ekonomii. Rodzice wzięli kredyt na maszyny i spłacają go od półtora roku. Oczywiście nie dostał kredytu z PUP-y. Dla kogo to jest?
Pięć lat się bujał
Stolarz. Papiery czeladnicze. Najpierw pracował w stolarni M. Pierwszy miesiąc na umowę zlecenie, potem dwa miesiące na czarno. Przez następne miesiące pracodawca dawał mu co jakiś czas po kilkaset zł tytułem zapłaty. I tak bujał się z 5 lat w mieście od jednego rzemieślnika do drugiego. Wszędzie proponowano mu pracę na czarno. Chłopak pracował po 10 godzin, a zapłatę dostawał dwa razy w miesiącu po 200 zł. I z roku na rok gasnącą nadzieją pytał wszystkich naokoło o stałą prace. Niedawno wyjechał do Niemiec, jest pomocnikiem murarza u rodziny. Miał szczęście. Jego wujek ożenił się z Niemką i zamieszkał tuż za Odrą. Przyjął go z litości.
Za śliczne, za zgrabne
Albo dziewczynki po Liceum Ekonomicznym u sąsiada. Obydwie z maturą. A śliczne i zgrabne jak cholera. Powinni je przyjąć jako ekspedientki. Jednej się udało. Tyrała w dwuosobowym sklepiku, ale po drugim miesiącu szef zaproponował jej łóżko. Zbyt sexy dla niego była. Za śliczna, za zgrabna. Przyszła z rykiem do domu. Rodzice to ludzie skromni, uczciwi. "Jutro i nigdy nie idź do tej pracy" - powiedzieli. I nie poszła. Gdyby to trafiło na mnie, to ten facet by już nie żył. Teraz jedna pracuje w Niemczech, druga chyba też. Przepadły. Nie ma ich. Rodzice, jak w każdym mieszkaniu tutaj, przeszli tragedię. Dzieci wyjeżdżają tysiąc kilometrów w nieznane.
Geograf sprzedaje telewizory
Dwa poziomy wyżej wielkim wysiłkiem wykształcili syna na geografa. Po studiach złożył 300 podań o pracę. Wysłał do wszystkich szkół i biur podróży (bo zna angielski) w Starogardzie i okolicy. Odpowiedzi dostał z 15 - że nie mają miejsc pracy. Reszta nawet nie odpisała. W akcie rozpaczy dostał się do sklepu. Sprzedaje telewizory. Mgr geografii.
Dwaj mają dziuplę za miastem
Dwaj mechanicy. Poziom III. Pokończyli szkołę zawodową - mechanik samochodowy. Jeden z nich terminował u K. Kiedy zdobył czeladnika, został natychmiast zwolniony, bo by więcej kosztował. Stał się natychmiast bezrobotny. Na własny, prosty warsztat (garaż z dwoma kanałami) samochodowy to trzeba mieć na dzień dobry 70 tys. zł. To przy domku jednorodzinnym. Człowiek z blokowiska może sobie tylko nakukać. I teraz tych dwóch mechaników okrada samochody na parkingach, bo co rusz do nich przyjeżdża policja. Pracują razem. Wynajęli dziuplę za miastem. Niedawno dostałem od nich ofertę, że mogę dostać części do golfa, bo im zostały.
Polecają go towarzysko
Chłopak z II poziomu. Wyuczył się za malarza i tapeciarza. Od 5 lat pracuje dorywczo na czarno, jest na utrzymaniu rodziny. Mama - emerytka, tata - na parkingu sprzedaje za złotówkę karteczki. Chłopak szałkuje u znajomych. Jeden drugiemu go poleca przy piwie - taka towarzyska reklama. Trudno mu, bo w tej branży działa wielu starych walcmanów (z niem. - taki, co chodzi po ulicy i walcuje), byków, którzy bujają się od momentu przemian. Brzydzę się takimi. Każdy z nich już dawno powinien mieć firmę i ze dwóch jungów zatrudnić. Inny młody od kilku lat stara się o pracę. Nie ma kwalifikacji i szlifuje kamienie.
Tapeciarz z kopyta by pojechał na Zachód, tylko nie ma możliwości. Nie ma tam rodziny, przyjaciół, pewnie i kasy na wyjazd. Trzeba mieć około 15 tys. zł, żeby w Niemczech przeżyć 2-3 miesiące bez pracy. Najpierw musi dostać meldung, a potem do roboty na biało. A jak chce na czarno pracować, to też musi mieć metę.
Pucfrał i nurek-czyściciel
Jedna z dziewczynek z I poziomu wyszła za maż za cwajfikoła, który uciekł do Niemiec w 1988 roku. Pracuje jako pucfrał. Chłopak z II poziomu skończył Owidz. Ma maturę. Za pracą latał jak głupi. Uległ, jak wielu, propagandzie - WYŚLIJ CV, NAUCZ SIĘ AUTOPREZENTACJI PRZED PRACODAWCĄ. Chłopak jest inteligentny, znawca komputerowy, więc emailem wysyłał to CV gdzie tylko możliwe. Zero odpowiedzi. W końcu pojechał do kolegi w Hamburgu, który miał krewnych z emigracji z lat 80. Pracuje w stoczni przy remoncie silników okrętowych. W stroju nurka wpuszczają go do kadłuba silnika (to jest przestrzeń jak pokój, na 4 metry wysoka). Masz aparat tlenowy i szlifierą czyścisz nagar. Tam się wytrzymuje 3 godziny. Jak ktoś chce zarobić więcej i nie na konto, pracuje 5. Policja pracy w porcie nie sprawdza, bo tego nikt z Niemców nie chce robić. Pracuje sam Turek, Polak i Jugol. Ja tam też pracowałem. Jestem żyła, ale wytrzymałem tylko dwa tygodnie, a on pracuje już 5 miesięcy.
Prawie w punkcie wyjścia
Ta obecna emigracja jest bliźniaczo podobna do tej z lat 80. Wróciliśmy do punktu wyjścia. Z tą różnicą, że wtedy po dwóch miesiącach pracy wracałeś 5-letnią beemką. Teraz nie znam żadnego przypadku, żeby ktoś z mojej klatki, mojego bloku podjął tam pracę i wrócił do Starogardu, do rodziny, autem i dorobiony finansowo. Oni tam wsiąkli. Nie wrócą nawet, jak coś zarobią. Załóżmy hipotetycznie, że taki Grześ zarobi 50 tys. zł. To co on tu za to zrobi? Założy firmę? Jak tylko ją uruchomi, jak tylko otrzyma REGON, już płaci 700 zł ZUS-u. Do tego księgowy, dzierżawa, koszty stałe - ogrzewanie, prąd, gaz, telefony, koszty biurowe, reklama, nie daj boże dzierżawa - z 3 tys. zł. Załóżmy, że przez 6 miesięcy się przebija w branży. Przez ten czas jeszcze nic nie zarobił, a już zapłacił 18 tys. Plus niech będzie 1000 złotych dla siebie. Wychodzi 28 tysięcy i już po pieniądzach.
Do Anglii? Proszę bardzo
W sąsiedniej klatce mieszaka młody stomatolog. Co pewien czas otrzymuje propozycje. Ostatnio z Anglii. Roczna pensja - od 45 tys. do 120 tys. funtów. Rozmowa kwalifikacyjna jest tylko formalnością. Oni tam doskonale wiedza, co robią. Są oferty dla pielęgniarzy i lekarzy, bo ich wykształcenie najdrożej kosztuje. Natomiast politechniki mają tam podpisane umowy z wielkimi zakładami, które sponsorują studia, a potem zatrudniają. U nas idzie na polibudę, a potem kupuje starą wtryskarkę, topi granulki i przerabia na plastikowe karabiny. Słychać je potem na Odpuście świętego Rocha w Osieku. Zanckorki, cynkapki i wiatraczki!
W naszej klatce takich, których by zapraszali, nie ma. To są (a może raczej już byli) zwyczajni, prości młodzi ludzie.
A władze się cieszą
Nagle patrzysz - chłopca nie ma, dziewczynki nie ma. Przepadli. Puste klatki się robią. A nasze władze w telewizji się cieszą, że bezrobocie spadło o 2 procenty! Jak z każdej rodziny, gdzie są młodzi, po jednej osobie wyjechało do Irlandii czy gdzie indziej, to są 2 procenty! Albo tu na dole. Pusty śmiech ogarnia, jak się tworzy pozory - jakieś inkubatory przedsiębiorczości, szkolenia - przekształcenia zawodowe z obuwników na cholewkarzy, z czego znany jest Starogard, kierowcy z I kategorią do obsługi wózków widłowych - pozorowanie intensywnego szukania pracy przez PUP, pseudotroska włodarzy, którzy z marsowymi minami analizują wykresy wzrostu bezrobocia. Zresztą to pozoranctwo nie dziwi. Czy ktoś z nich miał swoja firmę? Czy kiedyś kogoś zatrudniał za swoje pieniądze?
Patriotyzm w naszej klatce
Patriotyzm?! Generalnie młode pokolenie w tej naszej klatce mówi po prostu: "Proszę pana, ja mam w dupie tę naszą ojczyznę, godło, hymn i te wszystkie bzdety, jakieś tam budowanie III czy IV Rzeczypospolitej, Leppera czy Rokitę. Moja ojczyzna jest tam, gdzie dadzą pracę i warunki do życia. I co będą mi tu nauczyciele na przykład z ogólniaka mówić okrągłymi zgłoskami o Ojczyźnie, kiedy w większości wysłali swoje na Zachód?".
A tych, co już z naszej klatki tam wyjechali, lepiej człowieku o TO nie pytaj.
Tadeusz Majewski
Tygodnik Kociewiak - piątkowy dodatek do Dziennika Bałtyckiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz