środa, 26 stycznia 2005

Gastronomia - bar "Skrzat"

Zakładamy mały, rodziny biznes w gastronomii. Zanim jednak to zrobimy, popatrzmy, jak to zrobili już inni. W Skórczu od 1990 roku istnieje bar Skrzat. Ma się dobrze. Jego właściciel mówi, że przede wszystkim liczy się pomysł.

Bilard zarabia na ZUS

Właścicielami baru Skrzat są Roman i Bożena Kitowscy. Lokal jest mały, liczy sobie 50 metrów kwadratowych. Obok w sezonie letnim klienci, zwłaszcza sportowcy z obozów, mogą sobie posiedzieć na tarasie liczącym też około 50 metrów.

Od kiedy ma pan ten lokal? - pytamy pana Romana, z wykształcenia mechanika.
- Od 27 grudnia 1990 roku. Kiedyś w tym miejscu był GS-owski bar "szybkiej obsługi" - "szybkie piwo, szybka wóda i wychodzi". Speluna, mordownia - tak to nazywano. Potem był sklep spożywczy towarów pochodzenia zagranicznego pana Cieszyńskiego. Ja dzierżawiłem ten lokal od 1990 do 1994 roku. Właściciel mieszkał w Sopocie. Czynsz podnosił, jak szły w górę ceny jajek.

To żart?
- Dosłownie, wpisywał to w aneks. W 1992 roku płaciłem 600 złotych, a zaraz potem 900. Wykupiłem lokal w 1994 roku. Ściśle mówiąc wykupiłem pół domu. Za dość pokaźną sumę. Potem trzeba było sporo włożyć w remont.
Skrzat jest mały, kameralny, gustownie urządzony. Skąd pomysł na taki bar i wystrój?
- Takie bary "przyszły" z Zachodu. A wnętrze? Widziałem w Belgii i urządziliśmy podobne tutaj. Polacy już się do takich pubów przyzwyczaili. Zarabia też bilard. Na początku ludzie stali w kolejkach, żeby zagrać. Potem w Polsce ta moda minęła, ale w Skórczu dzisiaj gra mnóstwo ludzi. Gerard Reimus organizuje turniej o puchar miasta Skórcz, ja drugi rok organizuję zawody o puchar baru. Ten drugi turniej powstał, gdyż grający czuli niedosyt. Mówili, że jest za mało turniejów w roku. Bilard zarabia z 600 złotych miesięcznie. Zawsze to ZUS i część wynagrodzenia pracownika.

Można powiedzieć, że tutaj ten bilard jest motywem przewodnim biznesu.
- Tak. Cóż, minęły już czasy, kiedy to ludzie przychodzili tylko po wódę i piwo. Teraz jest koleżeńska atmosfera i coś poza piwem.
Taki bar zapewne sobie pan wymarzył w 1990 roku. Udało się w całości zrealizować pomysły?
- W życiu udało mi się zrealizować wszystko na pięćdziesiąt procent. (śmiech)

Zapewne w tej branży najlepiej mieć klientów stałych. Ilu szacunkowo ich pan ma?
- Z 60 procent. Niektórych widzę na co dzień. Czasami posiedzą, pograją, niekoniecznie wypiją piwo. Szczególnie odwiedza nas młodzież. Ale jest też bardzo dużo przyjezdnych. Największy ruch panuje tu w piątek i sobotę, oczywiście zawsze po południu. Z tymi klientami stałymi to nie tak. Nie da się dokładnie określić, ilu. Różnie jest. W jeden dzień przyjdzie 30 osób, w drugi 5. Zysk jest też różny. Są martwe miesiące, jak w wakacje.

Wakacje?! Przecież to sezon turystyczny.
- Tak. Oczywiście wtedy ogólnie jest największy ruch, ale ludzie siedzą na działkach, w swoich domkach, wyjeżdżają na plaże i tam sobie grillują. Nie ma co liczyć na turystów. Tu sezon to miesiące od września do stycznia.
A byłyby inne pomysły, gdyby zabrakło bilarda?
- Wiele pomysłów. Mogłyby być piłkarzyki, karty, brydż.
A kino w barze? Wspólnie oglądane mecze piłkarskie?
- To by się nie przyjęło. Oczywiście jeżeli klient chce obejrzeć, to nie ma problemu. Ale to nie jest Gdańsk czy Starogard. Tu jest co innego. Tu trudniej odnieść w tej branży sukces.

Bo mieszka mniej ludzi?
- Nie. Ze względu na małomiasteczkową mentalność.
Chodzimy dziś po Skórczu. W dwóch miejscach mówili nam o małomiasteczkowej nienawiści. To ciekawe... Mogłoby się zmieścić w takim miasteczku jeszcze kilka podobnych barów?
- W Belgii, Holandii nie miałyby szans. Tam bierze się pod uwagę liczbę mieszkańców i według tego określa się, ile ma być sklepów czy też barów. Przykładowo może być jeden bar i dwa sklepy. Tutaj, kiedy ja otwierałem interes, byłem sam. Później koło mnie powstało kilka sklepów, otwartych do godziny 22, a nawet 23.

I kupują piwo na wynos... Wracając jeszcze do tych pomysłów. A muzyka? Czy można powiązać jakiś bar z określoną muzyką? Na przykład bar dla pokoleń z muzyką Beatlesów i Czerwonych Gitar.
- Młodzież nie chce takiej muzyki jak my, w starszym wieku, słuchający country, bluesa, łagodnego rocka. Tutaj puszczamy muzykę z radia lub z telewizji, a więc taką, jaka leci. Poza tym gdyby odtwarzać jakiś rodzaj muzyki, trzeba by dużo płacić ZAIKS-owi i za płytki.
Ile osób pan zatrudnia?
- Barmankę i ucznia.
Dużo można na takim barze zarobić?
- Idzie przeżyć.

Średnia krajowa? Około 2500 złotych?
- Z tą średnią krajową to jest "lekka" przesada. Pewnie w powiecie mają taką jedynie w Polmosie czy Polpharmie. U mnie pracownik po miesiącu pracy musi dostać wypłatę. To jest moje zadanie i tego się trzymam.
Macie swoją barową drużynę. Podobnie zresztą jak skórzecki bar Kącik.
- Pomysłodawcą powołania drużyny piłki nożnej baru Skrzat oraz turniejów w parku miejskim był Arek Zając. Przy turnieju organizujemy festyny na cele dobroczynne. Chodzi o chore dzieci. Imprezy się udają. Niektórym to się jednak nie podoba. Jak mogą być stoiska z piwem na takich festynach - mówią. A przecież my 30 procent z zysków przeznaczamy na cele charytatywne.
Chciałby pan prowadzić coś większego?
- Oczywiście. Po wioskach widać totalny ruch. Jedni jeżdżą do drugich. Na przykład z Morzeszczyna chętnie przyjeżdżają do Skórcza, a stąd gdzie indziej. Chciałbym mieć dużą dyskotekę.
Foto i tekst Marek Grania (M.K.)

Drużyna Skrzata. Na zdjęciu bramkarz Gazda, Dawid Bukowski, Dawid i Klaudiusz Jaśkowscy, Andrzej Kozłowski, Roman Wysocki, Andrzej Pater, Mol (ps.), Łangowski, Rafał Porożynski oraz prezes Gerard Reimus.

Po turnieju o puchar baru Skrzat. I miejsce Wojciech Sprada, II - Andrzej Rehmus, III - Mirosław Komorowski, IV - Damian Piórkowski. Sędzia - Sławomir Grenc.

3 Roman i Bożena Kitowscy zrealizowali coś na 50 procent. Teraz marzy im się duża dyskotekę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz