wtorek, 25 stycznia 2005

Zespół muzyczny Forte

Zespół "Forte". Wszędzie ich pełno. Dwa tygodnie temu widzieliśmy ich na studniówce w Czarnej Wodzie, tydzień temu na "Rodzinnym śpiewaniu kolęd" w Jabłowie. Tam grali i śpiewali Biskupowi. I ten zaskakujący młody człowiek za keybordem. Niewidomy za takim instrumentem? Odwiedzamy ich w Pączewie, gdzie mieszkają. Akurat przygotowują się do występu - dzisiaj będą grali na wielkim balu na 150 osób w tutejszej szkole.

Większość zespołu mieszka w domku stojącym przy słynnym zakręcie we wsi (raz wypadł z niego samochód i wjechał do mieszkania). Wchodzimy do środka. W jednym z pokojów piętrzą się kolumny i sprzęt muzyczny. Ryszard Beling zaprasza. Jego syn, Daniel, jest już po kąpieli i ubiera odpowiedni na występ strój. - Gramy w składzie: mój syn Daniel, córka Karolina, Andrzej Szweda i ja, czyli Ryszard Beling - mówi pan Ryszard. - Zespół istnieje już 7 rok. Skąd ten nasz talent? Pochodzę z dużej rodziny z Lubichowa. Miałem siedem sióstr i dwóch braci. Wszyscy w tej rodzinie śpiewali.
Pan Ryszard wyjmuje album rodzinny, a z niego małe zdjęcie swojego ojca. On też grał i śpiewał.

Akordeon sto razy lepszy od fortepianu
Daniel - w tym roku skończy 25 lat - od urodzenia jest niewidomy. Dopina koszulę i zaczyna opowiadać o sobie.
- Nie widzę, bo w szpitalu w Starogardzie, gdy byłem w inkubatorze, otrzymałem za dużo tlenu. Przez to wypaliło mi oczy. Stało się i tyle. Nie mam do nikogo pretensji. Jestem optymistą. Trzeba sobie radzić. Uczyłem się w Laskach koło Warszawy. Tam jest specjalna szkoła dla niewidzących i niedowidzących. Nauczyłem się bardzo dobrze czytać Brailla. Uczyłem się także zawodowo wikliniarstwa. Niestety, niewiele jest dla nas zawodów.

W Kocborowie mieszka bardzo znany masażysta pan Zenek. Też skończył szkołę w Laskach. Widać, że ta szkoła potrafi przygotować do życia. Grać też nauczyłeś się w Laskach?
- Tam uczyłem się na pianinie, ale niespecjalnie lubiłem na nim grać. Robiłem wszystko, żeby na egzaminie dostać jedynkę. I dostałem. Nie cierpię muzyki poważnej. A w szkole na siłę wozili mnie na nią do teatru. Wolę sto razy akordeon niż pianino. Kiedy przenieśli mnie na akordeon, to w ciągu pół roku przerobiłem rok i zdałem na ocenę celującą. Jestem samoukiem. Najpierw miałem akordeon 10-basowy, potem 80-basowy teraz mam 120-basowy.

Kiedy tata kupił keybord
Po szkole w Laskach Daniel wrócił do Pączewa. Z początku uczył się na organistę, ale musiał zrezygnować, bo za dużo zleciało mu na głowę.
- Organista musi czytać psalmy, a ja bym nie dał rady jednocześnie czytać Braillem i śpiewać. Dałem sobie spokój. Ale muzyka bardzo mnie ciągnęła. I wtedy tata kupił mi keyboard. Zaczęliśmy śpiewać i grać.

Zaczęliśmy, czyli kto jeszcze?
- Z synem grał jeszcze mój bratanek Grzesiu Beling - wyjaśnia pan Ryszard. - Daniel nie miał podzielnej uwagi. Mógł tylko grać lub tylko śpiewać. Zaczął mocno ćwiczyć, żeby to zmienić. Myślałem wtedy, że założy zespół z moim bratankiem. A już razem to zaczęliśmy od kolęd. Na początku śpiewaliśmy a capella.
Żona też?
- Żona próbuje podśpiewywać, ale chyba bozia nie dała jej talentu.

Niech śpiewa ten drugi
- To ja stworzyłem zespół. Wciągnąłem w to tatę, namówiłem go do śpiewania - nagle stwierdza Daniel.
Spoglądamy pytająco na pana Ryszarda. Potakuje głową.
- Pierwszy utwór, jaki zaśpiewał, to były "Puste koperty" Szczepanika.
- Wyszło całkiem nieźle - przyznaje pan Ryszard.
- Całkiem nieźle - rozszerza syn. - Na festynie ludziom nie podobał się Krystian, który wtedy był z nami jako wokalista, i chcieli, żeby zaśpiewał ten drugi, czyli mój tata. I wtedy tata zaśpiewał swój pierwszy raz "Puste koperty". Bardzo się ludziom podobało.
Oprócz waszej rodziny w zespole jest jeszcze Andrzej Szweda.
- Gra z nami dwa lata. Prędzej grał w orkiestrze marynarki wojennej.

Daniel robi "aranż"
"Forte" ma różnorodny repertuar. Śpiewa i gra muzykę dyskotekową, dance, pop. Czasami jest to "Usiadła pszczółka na jabłoni", czasami "Jedzie pociąg", czasami cos ambitniejszego. To, co grają, zależy głównie od towarzystwa.
Nie mają swoich własnych utworów - opracowują na nowo stare utwory, na przykład Trubadurów czy Czerwonych Gitar.
- Ja śpiewam po staremu, a Daniel robi "aranż" - wyjaśnia pan Ryszard. - Różnie robi. Na przykład dopasowuje tempo w keyboardzie. Ma na nim aż 304 rytmy i dobiera odpowiedni. Ale to nie jest tak, że ten instrument sam gra, jak to ludzie myślą. Trzeba umieć na tym grać.
Tata pełni też funkcję menedżera. Podpisuje umowy i zajmuje się wszystkimi sprawami papierkowymi. A tego jest dużo, bo mają sporo zleceń.
- Muszę to robić, bo jestem bez pracy - mówi pan Ryszard. - Z zawodu jestem malarzem. Czasami zdarzą się szałki, ale niewiele. Na występ spisuje się umowę o dzieło. Potem idę z tym do urzędu skarbowego.

Macie dużo wolnych weekendów?
- Teraz było tak, że od czerwca do adwentu mieliśmy tylko jedną wolną sobotę. Zresztą nie chodzi tylko o sobotę. Zdarza się grać i w piątki, i soboty, i w niedziele. Ostatnio na przykład gramy dwa razy - do nocy na weselu, potem prześpimy się trochę i na 15.00 gramy już na poprawinach.
O której kończycie?
- Najwcześniej o 4.00 w nocy, ale zdarza się grać też o wiele dłużej grać.
A gdzie macie próby?
- W domu. Trenujemy, kiedy chcemy.

Grali u wicestarosty - prywatnie
Forte potrafi grać i śpiewać nie tylko muzykę biesiadną. Są wszechstronni, co pokazali w Jabłowie. Być może zagraliby jeszcze coś innego.
A ty, Karolina, jaką muzykę lubisz śpiewać? (Karolinka zaczęła grać z nimi pierwszy raz na poprawinach, bo "prędzej" była za młoda.)
- Muzykę młodzieżową. Szczególnie dobrze czuję się w muzyce pop, disco, rock&39;and&39;roll, twist.

No proszę. A mieliście propozycję występu ze strony czynników kulturalnych Starogardu?
- Nie. Graliśmy tylko u wicestarosty, prywatnie, na czterech weselach.
Jak się tak dobrze przyjrzeć, to w powiecie sporo się w muzyce dzieje. Ale w stolicy Kociewia was nie widać. Jest jakiś konkurs dla takich zespołów jak wasz?
- O czymś takim nie słyszałem - odpowiada pan Ryszard. - Żadna instytucja do nas tez się nie zgłosiła. Raz tylko Daniel brał udział w konkursie w Działdowie. Pewnie, że byśmy wzięli udział w takim konkursie.

Reklama idzie pocztą pantoflową
Czy taki zespół mógłby być źródłem stałego zarobku?
- Mogłoby być, ale wiadomo podatki, ZUS. Za wysokie koszta.
W ubiegłym roku "Forte" zagrał około 40 koncertów, między innymi w Gdańsku i na dożynkach w Tczewie. Cena zawsze do uzgodnienia. Średnio wychodzi 1200 złotych. Po odliczeniu kosztów dojazdu i innych zarobki takie sobie. Może byłyby większe, gdyby wszystkimi takimi zespołami zajęła się jakaś agencja.

A jak się reklamujecie? Wizytówki, plakaty?
- W okręgu jesteśmy znani. Ogólnie po naszych występach ludzie są zadowoleni i to idzie pocztą pantoflową. Od dwóch lat gramy charytatywnie w Bukowcu dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Graliśmy też charytatywnie dla osób niepełnosprawnych. Daniel nie patrzy na zarobki, tylko na to, żeby grać. I jest bardzo ambitny. Jak nie gramy dłuższy czas, to nie może się doczekać.
- Tak - potwierdza Daniel. - Muzyka to jest mój świat. I gołąbki.
Gołąbki?
- Gołąbki. "Wkręcił" mnie w to mój dziadek.
Karolina opowiada o gołąbku, który był chory i dał się oswoić. A potem przylatywał do Daniela.
Można to sobie oczyma wyobraźni ujrzeć - niewidomego chłopaka i przylatującego do niego gołębia.
Tekst i foto Marek Grania

Forte 1
Karlina, Daniel i Ryszard Belingowie w domu w Pączewie.

Forte 2
"Forte" na studniówce w Czarnej Wodzie

Forte 3
Zespół "Forte" podczas świetnego występu w Jabłowie

Na podstawie tygodnika Kociewiak - piątkowy dodatek do Dziennika Bałtyckiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz