środa, 26 stycznia 2005

W świetlicy terapeutycznej "Tęcza"

Jest taka przystań

- Takie jakieś idealistyczne nam historie po głowie chodzą - wyrywa się Hannie Teślak, kiedy opowiada o pracy w świetlicy "Tęcza"


Rundka
Świetlica "Tęcza" w Skórczu. Duże pomieszczenie, stoły, materace. Na materacach krąg młodzieży. Nawet nie zdążyłem policzyć ilu, bo odstawiam notatnik i na zaproszenie prowadzącej jestem jednym z nich. Jestem w tzw. rundce. Od tego rozpoczynają się tutaj zajęcia. Każdy coś mówi. O swoim samopoczuciu, jak minął tydzień, co spotkało dobrego albo złego, co ciekawego poznaliśmy. Mówi cokolwiek. - Chodzi o to, żeby nawiązać kontakt z dziećmi i dowiedzieć się, jaki mają problem - powiedzą mi później panie. - Jeżeli w rundce wyniknie jakiś problem, to go rozpatrujemy, wspólnie albo indywidualnie. Te mniejsze dzieci często mówią, że ktoś je pobił albo że mają jakieś problemy zdrowotne. Mówią też o swoich sekretach.
Dzieci mają w ten sposób się otworzyć na świat. Im szerzej się otwierają, tym lepiej.


No więc jestem w rundce
- Teraz kolej na pana - mówi Beata.
Ale o czym?
- O czymkolwiek.
No więc mówię o minionym już prawie dla mnie dniu. Wyrzucam jakby z siebie ciąg zdarzeń, jaki mnie dzisiaj spotkał, między innymi i ten mandat za przekroczenie prędkości, kiedy tu jechałem. Uświadamiam sobie, w jakim żyję biegu. Zdejmuję to z siebie jak wielokilogramowy plecak. Od razu robi się lekko. Jeżeli na tym polega magia tych spotkań, to O.K. Nawet bardzo O.K.

Uczymy się asertywności
Krąg się rozbija. Młodzież dostaje kartki i cos tam zapisuje. Uczy się teraz, jak być asertywnym. - Mamy takie sytuacje: reakcja agresji, reakcja uległa i właśnie asertywność - tłumaczy Beata.
Co to jest, ta asertwyność... Tyle się o tym mówi, a nie wiem.
- Asertywność to postawa obronna - wyjaśniają Hanna i Beata. - Podstawowym słowem jest NIE. Jest to forma umiejętnego odmawiania. Ja szanuje pana prawo, pan szanuje moje.
Sztuka wyrażania siebie, swoich emocji w poszanowaniu praw innych i swoich.
W jaki sposób się tego uczą? Między innymi poprzez scenki. Albo określanie sytuacji. Na przykład taka sytuacja (opisana na kartce). "Podczas lekcji kolega prosi cię, byś pożyczył mu kartkę". Reakcja: "Ty to ciągle coś wyłudzasz". Jaka to reakcja. Agresji, oczywiście. Albo - "Ktoś się wpycha w kolejkę". "Chwileczkę, ja tu stoję".


Scenki
Są też zabawy interakcyjne - między ludźmi, scenki. Wczoraj z grupą IV - VI klasy zajęcia mowy ciała.
Dzieci - to była rozsypanka - zdjęć z ludzkimi postaciami z gazet. Dzieci rozpoznawały po mowie ciała, jakie emocje towarzyszą tym osobom. Potem na przykład jak już rozpoznały te emocje, dopasowywały wcześniej przygotowane zdania. Miały zdjęcie na przykład człowieka, który jest wyraźnie wściekły. Do tego dopasowywały zdanie - na przykład ten pan jest wściekły. Nie, to było jakby wychodzące od tego pana ze zdjęcia. Dymek komiksowy. Chodziło o to, że dzieci bardzo dobrze na podstawie mowy ciała rozpoznały komunikaty. Dzieci odkryły tym samym, że nie tylko słowa są ważne w kontaktach z ludźmi.

- Starsza grupa ma więcej spotkań wychowawczych, młodsza więcej zajęć plastycznych, manulanych, twórczych - opowiada Hanna Teślak. - Te spotkania twórcze to tworzenie pozytywnych sytuacji wychowawczych. Oczywiście my te zachowanie trenujemy w oparciu o jakiś program wychowawczy. Ale sami opracowujemy program dla tych dzieci. Zgodnie z ich potrzebami i obserwacjami. Rozmawiamy o tym, o czym oni chcą rozmawiać. Namawiamy, żeby proponowali sami tematy.


Na zewnątrz
Formy zajęć są różne. Dwa tygodnie temu przed świętami dwie grupy młodsze były na podchodach leśnych. Dla Hanny Teślak jest ważne to, że stara się zachęcić do współpracy w ramach tej świetlicy inne osoby. Pracuje jako pedagog w szkole średniej i zna potrzeby i zainteresowania starszej młodzieży. Zaprasza tamtą młodzież, żeby popracowały z dziećmi. I pięć dziewcząt chodziło na tych podchodach. Pomagały, pilnowały, szukały skarbów. Poczuły się dziećmi, miały potrzebę czynienia dobra, dowartościowały się.
Dzieciaki już same wymyśliły, żeby zorganizować zawody sportowe.
Wszystkie dzieci ze świetlicy były też w aquaparku. To było wspaniałe, ale wiadomo, wszystko rozbija się o kasę. Czasami takie aquaparki mogą sobie tylko pooglądać na kasecie.
Cel? Żeby dzieci czuły się dobrze, bezpiecznie. Próbujemy wyzwolić w tych dzieciakach dobrą stronę. Wzmacniamy w tych dzieciach dobre strony, odkrywamy, bo niektórzy nie wiedzą, że są dobrzy. Odkrywamy zdolności, uczymy ich umiejętności społecznych.


Takie jakieś idealistyczne nam historie po głowie chodzą.
Jest taka przystań. Może mi ulży, może nie.
Ponosimy ryzyko wypalenia się każdego. I wieku 30 lat wrak. Z tym zaangażowaniem emocjonalnym.
To jest dobry pomysł dla dorosłych. Czy czasami to nie jest nam wszystkim potrzebne.

Tadeusz Majewski
Tekst zamieszczony w tygodniku Kociewiak - dodatek do dziennika Bałtyckiego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz