niedziela, 2 stycznia 2005

U Piontków

Dzisiaj w rodzinie młody dorasta i hajda, wew śłat - jakby powiedział nasz Kaźmniyrz. Rodzina nam się amerykanizuje. Tymczasem w jednym domu we Frący zgodnie żyją dwa małżeństwa, ich siedmioro dzieci i babcia oraz matka gospodarzy. Razem pracują, dzielą się profitami z pracy, planują wydatki, prowadzą jedną kuchnię i jedzą przy wspólnym, wielkim stole.


Droga z Frący do Kopytkowa. Duży dom, wielkie obejście i ogromna chlewnia. I porządek. Gospodarstwo - wzór. Ale gospodarskie ręce - myślimy sobie. Później okaże się, że tych rąk do pracy tu bardzo dużo.

Dwaj bracia z żonami - Andrzej i Małgorzata oraz Roman i Barbara Piontkowie wspólnie prowadzą 30 ha gospodarstwo, ojcowiznę. Specjalizacja - trzoda chlewnej. Rocznie produkują około 450 sztuk. Troje posiada wykształcenie rolnicze, Małgorzata - ekonomiczne. Papierkowa robota do jej powinność. Po urzędach też jeździ ona. Jest jakby rzecznikiem prasowym rodziny.

- W dalszym ciągu na wsi nie ma kokosów. Unijne dopłaty to mało. Wszystko drożeje. Litr ropy kosztuje 3,52 i cena ciągle rośnie. Tak samo z nawozami. A nasze utrzymanie? Żywność to nie tylko to, co wyprodukujemy, ale i inne towary. Cukier już jest po 4 zł. Jest nam też ciężko dlatego, że wszystkie dzieci się uczą. Najstarsza studiuje w Elblągu, dwoje uczy się w liceum, dwoje w gimnazjum i dwoje w podstawówce. Na razie tylko dwoje jest poza domem, ale jak pozostali podrosną, będą jeszcze większe wydatki.

Jednak Paweł, który uczy się w Bolesławowie, chce zostać następcą. I... marzy mu się gospodarowanie na ojcowiźnie z kuzynem Markiem. A ten myśli o tej samej szkole. Paweł w tym roku zajął III miejsce w Olimpiadzie Wiedzy Rolniczej. Czyż to nie godny następca?
Piontkowie chcą dokupić jeszcze 10 ha. Zabezpieczą bazę paszową. Zamierzają też rozbudować chlewnię i zwiększyć hodowlę. - Nie mamy wygórowanych ambicji. Chodzi jedynie o to, aby z naszej pracy nie zabrakło na chleb i żeby stać nas było na wykształcenie dzieci. Utrzymanie gospodarstwa jest bardzo drogie. Za sam prąd co drugi miesiąc płacimy ponad 1000 zł. Dobrze, że sprzęt rolniczy panowie sami naprawiają - dopowiada pani Małgosia.

Trzy pokolenia pod jednym dachem, żyjące w harmonii i zgodzie. Oni sami nie widzą w tym nic nadzwyczajnego. Mieszkańcy Frący natomiast stawiają nam tę rodzinę za przykład. I wielu z nich dziwi się tak samo jak my.

Tekst i foto Teresa Wódkowska (Tygodnik Kociewiak - dodatek do Dziennika Bałtyckiego)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz