niedziela, 2 stycznia 2005

U Rolińskich

Tak się jakoś przeżyło. Trochę renty mamy, to nie możemy narzekać - mówią złoci jubilaci.
Lata małżeństwa przeżyli wyjątkowo zgodnie. Dzisiaj potrafią do północy razem układać puzzle!
Tym razem odwiedziliśmy szanownych jubilatów we Frący. Panią Martę zastaliśmy w trakcie pieczenia ciasta. Już samo wkładanie placka do piekarnika przypadło w udziale córce Wiesławie, która mieszka w sąsiedztwie i przyszła odwiedzić rodziców, bo jubilatka natychmiast zajęła się nami. Na wstępie dowiedzieliśmy się, że państwo Rolińscy znali się "od zawsze", czyli od najmłodszych lat. Razem chodzili do szkoły, a potem działali w SP (młodzieżowa organizacja Służba Polsce). Są dla siebie stworzeni - tak o nich mówili. Ona była pierwszą dziewczyną dla pana Edwarda, on pierwszym chłopakiem dla pani Marty, co bardzo sobie cenią.

- Stara byłam, jak się żeniłam. Miałam już 25 lat. My nie mieliśmy już rodziców, a on miał tylko ojca. U nas i u niego było po dziesięcioro dzieci. Ja, jako najstarsza w domu, musiałam wszystko robić - wspomina pani Marta.
Ślub cywilny państwo młodzi wzięli w Gminnej Radzie Narodowej w Leśnej Jani, natomiast kościelny w Lalkowach.
- Jechaliśmy bryczką, w konie. Ale wesele było malutkie. Przyszli tylko świadkowie, teść i najbliżsi. Odbywało się wszystko w jednym pokoju. Taki Franek nam trochę zagrał...
Pan Edward 35 lat przepracował w PBROL-ach w Starogardzie jako murarz.
- Kierownictwo miało siedzibę w Starogardzie, ale budowaliśmy w terenie. Te "czworaki" tu, we Frący, też budowałem.
Pani Marta zawodowo nie pracowała, ale zawsze dorobiła jakieś grosze. Haftowała, szydełkowała, dziergała na drutach czapki i szaliki.
- Teraz już nie robię, bo oczy bolą. Ja nie wiem, skąd ja się tych robótek nauczyłam. Przecież byłam sierotą. Gdzieś ujrzałam, to już robiłam.
Jako dowód córka Wiesława wyciąga z szuflady naprawdę śliczne szydełkowane serwety, które nacieszą niejedno oko i służą córkom za wzór. One też próbują naśladować swoją mamę.
Państwo Rolińscy wychowali troje dzieci - dwie córki i syna. Doczekali się 5 wnuków. Najstarsza wnuczka ma 23 lata, studiuje w Toruniu, a najmłodsza Agnieszka skończyła 13 lat.
Pan Edward jest od 1989 r. na emeryturze. Do dzisiejszego dnia wiosną i latem pilnuje działki, w wolnych chwilach jeździ rowerem do Osieka na ryby lub pod Osiek na grzyby. Jazdę na rowerze traktuje jako rehabilitację po urazie kręgosłupa.
Kiedy pytamy pana Edwarda, co robi jesienią i zimą, natychmiast zaprasza nas do sąsiedniego pokoju. A tam? Wielkie składające się z 300 elementów obrazy z puzzli.
- Trzyma mnie to już ponad 10 lat. Najpierw układałem razem z wnukami. Moje dzieci zauważyły, że mnie to pasjonuje, kupowały mi trudniejsze, trudniejsze i tak do dziś.
A jego żona dodaje: - Ale to wciąga. My czasem do północy układamy.
Oboje Rolińscy są dziarscy. Wszystko zrobią sami i w mieszkaniu, i na działce, i w chlewiku. Teraz to już tylko kury chowają, ale jeszcze niedawno były świnki i owca. Zlikwidowali zwierzęta nie dlatego, że sił zabrakło, ale dlatego, że to się nie opłaca.
Plany? O, Boże, oby tylko zdrówko...
Czego im życzymy.
Tekst i foto Teresa Wódkowska

Foto: 1. P. Marta wkłada ciasto do formy.
2. Szanowni jubilaci Marta i Edward Rolińscy.
3. Pan Edward nad ukochanymi puzlami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz