piątek, 28 stycznia 2005

KILKA LITER MNIEJ

Można było się tego spodziewać, że zamieszczony tydzień temu tekst w "Dzienniku Bałtyckim" o fundacji poseł Grażyny Paturalskiej wywoła burzę na sesji Rady Miejskiej, która miała miejsce w środę. Tyle że starogardzcy radni, którzy pod koniec ubiegłego roku przyklepali wydzierżawienie za symboliczną złotówkę na 15 lat fundacji Grażyny Paturalskiej sporej nieruchomości, stanęli w obronie posłanki. Zagroziła ona, że nie będzie tworzyć ośrodka hipoterapii dla dzieci z porażeniem mózgowym w stolicy Kociewia.

Grażyny Paturalska uważa, że nie może być mowy o tym, iż fundacji nie było lub zaprzestała działalności, bo skrócona została tylko jej nazwa. Fot. Jarosław Stanek

Sama Paturalska w swoim wystąpieniu na środowej sesji Rady Miejskiej zanegowała wymowę artykułu w "Dzienniku".
Przypomnijmy, że radni przegłosowali dzierżawę terenów fundacji "Buduj mosty zamiast murów", o której nic bądź niewiele wiedzieli. Przy tej okazji nie było żadnej dyskusji. Tylko radna Helena Bugaj wstrzymała się od głosu, bo uznała, że ma za mało informacji na temat fundacji i nie chce głosować w ciemno. Inni radni głosowali, jak nam się przyznali, "na wiarę". Tymczasem myśmy dotarli do dokumentów, z których wynika, że ta fundacja nazywa się "Mosty zamiast murów", czyli inaczej. Ponadto udowodniliśmy, że posłanka powołując się na ewentualne wsparcie ze strony PFRON, mija się z prawdą. Nikt jej pomocy nie obiecał, bo nie mógł, a powoływanie się między innymi na prezesa PFRON miało uwiarygodnić realność przedsięwzięcia.
Oczywiście Grażyna Paturalska jest innego zdania. Stwierdziła przede wszystkim, że nie może być mowy o tym, że fundacji nie było lub zaprzestała działalności. Co prawda fundacja skróciła nazwę i uzyskała status instytucji pożytku publicznego, ale numer KRS pozostał bez zmian, co dowodzi ciągłości działań fundacji.
- Nieprawdą jest zatem, że fundacji nie ma - mówiła posłanka.
Paturalska nie zgodziła się także, że to są atrakcyjne tereny.
- Te niezwykle atrakcyjne tereny, to cielętnik z przybudówką w bardzo złym stanie technicznym i plac, który obecnie jest bagnem - uważa posłanka.
Środowa sesja Rady Miejskiej w Starogardzie była bardzo ciekawa, a jednym z jej ciekawszych punktów była dyskusja wokół fundacji Grażyny Paturalskiej i przyznania jej dzierżawy terenów po byłym gospodarstwie pomocniczym w Kocborowie. Paturalska jeszcze teraz stwierdziła, że wystąpiła z wnioskiem o dzierżawę, bo nikt tego terenu od 1996 roku nie chciał.
- Jak "atrakcyjny" jest ten teren wymownie świadczy fakt, iż po likwidacji w tym miejscu gospodarstwa pomocniczego, to jest po roku 1996 nikt nigdy nie podjął się dzierżawy ani kupna tego terenu - przekonywała Paturalska. - Nie dziwi nas to, ponieważ łatwo sobie wyobrazić na jak wielką skalę finansową jest to przedsięwzięcie.
Myśmy natomiast dotarli do osób, które były zainteresowane nawet kupnem tych obiektów. Potwierdziła to prezes fundacji Poziomka, Bożena Kaszubowska, która broniąc wprawdzie planów Paturalskiej, wymieniła ich nazwiska. - Były osoby zainteresowane tymi budynkami - mówiła B. Kaszubowska. - Moje dziecko jest chore na ciężki przypadek porażenia mózgowego i tylko ja mogę wiedzieć, jak taki ośrodek jest w naszym mieście potrzebny.
Zainteresowanie przejęciem tych nieruchomości wykazywali także przedsiębiorcy prowadzący już w tamtej okolicy firmy. Oni dzierżawią od miasta tereny i budynki obok na zasadach rynkowych. W tym roku te dzierżawy im się kończą. Gdy się dowiedzieli o przekazaniu nieruchomości Paturalskiej wpadli w panikę. Boją się, że ich czas tam minął. Prowadzący od 7 lat w części obory, która ma przypaść Paturalskiej, zakład wulkanizacyjny Zygmunt Ziółkowski wielokrotnie składał oferty kupna całej obory. Zawsze odmawiano mu.
- Teraz nawet, gdyby Urząd Miejski ogłosił przetarg, nie przystąpię do niego, bo mam dosyć - mówi Ziółkowski. - Kupiłem inną nieruchomość. Moim zdaniem, ta sprawa jest zbyt polityczna.
W dalszej części swego wystąpienia Paturalska mówiła już bardziej ogólnie. Odrzuciła jeszcze nasz zarzut, że fundacja nie ma żadnego doświadczenia w prowadzeniu hipoterapii.
- Tak, nie ma, co nie oznacza, że nie będzie miała - stwierdziła Paturalska. - Dlatego władze fundacji zamierzały zatrudnić do prowadzenia zajęć hipoterapeutycznych przeszkolone osoby.
Uznała, że nasz tekst był tendencyjny, a ona wyłącznie ma uczciwe zamiary.
- Nigdy nie było mowy o jakichkolwiek innych działaniach na tym terenie poza hipoterapią - dodała.
Powiedziała, że tekst wygląda "na niszczenie przedwyborcze".
Radni mieli kilka pytań do pani poseł, ale większość broniła jej i uznała nasz tekst za nieuzasadniony.
Błąd w przygotowaniu uchwały dla Rady Miejskiej wzięła na siebie Grażyna Bielińska, naczelnik Wydziału Gospodarki Gruntami i Geodezji. Radny Paweł Głuch przypomniał jej, że podczas tej samej sesji potwierdziła nieprawdę, odpowiadając na jego pytanie, czy nazwa fundacji użyta w uchwale jest identyczna z wnioskiem złożonym przez Paturalską.
- Przepraszam poseł Grażynę Paturalską za pana prezydenta, przepraszam za pana przewodniczącego, którzy tego nie uczynili - mówił Głuch, jednocześnie krytykując źle przygotowaną uchwałę.
Grażyna Paturalska przyszła na sesję otoczona matkami dzieci cierpiących na porażenie mózgowe. Jej córka Dagmara łamiącym się głosem oskarżała dziennikarzy o to, że zniszczyli dzieciom możliwość skorzystania z zajęć hipoterapii na miejscu, bez konieczności uciążliwych dojazdów. Twierdziła, wbrew dokumentom, które rozdała wcześniej radnym, starannie omijając dziennikarzy, że fundacja nie dokonywała zmian w statucie, a zmianę nazwy nazwała kosmetyczną.
Radca prawny mec. Barbara Pawlina powiedziała, że w istniejącym stanie rzeczy, Rada Miejska i tak musi podjętą w listopadzie uchwałę uchylić. To nastąpi na następnej sesji.
Jarosław Stanek, Jacek Legawski - Dziennik Bałtycki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz