W tej liczącej ponad 2 tysiące mieszkańców miejscowości są aż trzy lokale - Zagórskiego, Labirynt i Źródełko. Każdy ma inny charakter, każdy szuka swojego klienta.
Źródełko znajduje się przy ulicy Głównej w Pinczynie, na dole dużego domu Barbary i Jarosława Galikowskich. Schodzi się doń po schodach. Lokalik liczy sobie z 50 metrów kwadratowych. W centralnym miejscu stoi mały bilard. Ciepły wystrój wnętrza, ładny, kasetonowy sufit z drewna, akwarium obok bufetu. Gościnnie, kameralnie.
Galikowscy otworzyli lokalik w 1991 roku.
- Mąż, stolarz, wcześniej wziął pożyczkę na inwestycję związaną ze stolarką. Robił elementy do sufitów na eksport, do Danii - opowiada o pierwszych latach po transformacji pani Barbara. - Dania zrezygnowała, a my musieliśmy jakoś żyć. Akurat zwolniłam się z pracy z Neptuna. Najpierw otworzyliśmy w tym budynku sklep. Chciałam go połączyć ze Źródełkiem. Szybkie jedzenie, piwo, napoje słodycze. Ale to nie wyszło. Pozostało samo Źródełko. Wtedy prowadziłam je ja. Pieniądze z mojej pracy szły na utrzymanie rodziny, a męża, który pracował w swojej branży, szły na spłatę kredytów.
Źródełko ciągle istnieje. To znaczy, że się opłaca.
- Obecnie z samego lokaliku bym się nie utrzymała.
Pokażmy na przykładzie Źródełka, czy warto założyć taki biznesik w małych miejscowościach. Popatrzymy na stronę finansową.
- Mamy własny lokal - 50 metrów kwadratowych. Na urządzenie baru trzeba by było przeznaczyć gdzieś 10 tysięcy złotych. 750 złotych pójdzie na ZUS, bo przecież trzeba założyć firmę (tu uwaga - pani Barbara jest zatrudniona w firmie męża, a więc takiego ZUS-u nie odprowadza). 250 zł to podatek lokalny, od nieruchomości przeznaczonej na działalność gospodarczą, koncesja - 575 zł na rok, czyli z 50 zł miesięcznie, na zakup pierwszego towaru przeznaczymy z 2500 złotych, na opłaty (prąd, telefony i inne) jakieś 1000 zł. ZAIKS - 75 zł miesięcznie.
Czyli na otwarcie trzeba by przeznaczyć z 15000 złotych. Mając oczywiście własny lokal. A potem pozostają comiesięczne koszty stałe w wysokości z grubsza biorąc 1500 złotych. I nadzieja, że ten pierwszy zakupiony towar zapracuje na zakup towaru na następny miesiąc. I tak z miesiąca na miesiąc. (To są liczby - uwaga - bez uwzględnienia zarobku właściciela i ewentualnego pracownika.) Pani Barbaro, jak było na początku od strony ekonomicznej, a jak jest teraz?
- W pierwszych latach 90. przychodziło tu dużo ludzi i można było z tego żyć. Teraz przychodzą ze trzy, cztery osoby dziennie. Wieczorem w weekendy ze 20 osób. Na ogół młodzież. Oczywiście przychodzą tu też osoby w wieku średnim i starszym. Ogólnie ludzie wolą wypić piwo poza lokalem.
Pod sklepem, pod chmurką. Ile kosztuje dajmy na to Specjal u pani, a ile w sklepie?
- W hurcie kosztuje 1,80 zł, w sklepie 1,90, a u mnie nieco ponad 2. Nie plajtujemy, bo Źródełko mamy we własnym lokalu.
A czy nie myślała pani, żeby nastawić się na jakąś określoną grupę klientów, na przykład wiekową, o podobnych zainteresowaniach i tak dalej?
- Nigdy nie myślałam takimi kategoriami - kto tu ma przychodzić. Wszystkich klientów traktuję tak samo.
A co dodatkowego dla klienta? Jakie atrakcje. Jest muzyka z radia. Co jeszcze? - Mam bilard. Klienci chętnie grają.
Tekst i foto M.K.
Na zdjęciu
Pani Barbara fachowo składa się do rozbicia bil. Przez ten długi już czas istnienia lokaliku można było się nauczyć porządnie grać.
Na podstawie tekstu zamieszczonego w tygodniku Kociewiak - dodatek do Dziennika Bałtyckiego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz