niedziela, 2 stycznia 2005

Historia domu w centrum wsi

Historia próbuje zatoczyć tu koło. Ale po okresie socjalizmu, który na długo przerwał nić tradycji, nie ma powrotu do przeszłości.

Tonbank, wajnsztuba i wystawinóżka

W centrum Pinczyna stoją dwa paradne domy. Jeden został zbudowany w 1907 roku, drugi, stojący naprzeciwko - w 1911. Daty, niczym podpisy końcowe dzieła, widnieją na elewacjach. Wędrujemy śladami historii.

Franciszek, Franciszka i Franciszek II
Zachodzimy do nieco młodszego domu.
- Ten 100-latek przeżyje wszystkich - mówi właścicielka Maria Ossowska.
Pani Maria zamieszkała tu w 1950 roku, po ślubie z Franciszkiem Ossowskim. Jej mąż dom odziedziczył po rodzicach Franciszce i Franciszku Ossowskich.
Widać, że rodzina darzyła świętego Franciszka wielką sympatią... Jeździmy, pytamy o historię starych domów. Ten został postawiony przez Ossowskich?
- Teść (teściowie zmarli w 1969 r.) kupił go w stanie surowym i dokończył. Ale on w tym stanie surowym został postawiony na naszy ziemi - podkreśla pani Maria. - Wcześniej podobno w tym miejscu stała mała chałupa jakiegoś Żyda czy Niemca. Spaliła się. Tak słyszałam z opowiadań.

Tu był zajazd
A wie pani coś konkretnego z historii tego budynku?
- Był bardzo reprezentacyjny. W środku mieściła się karczma, restauracja i pokoje hotelowe... To był zajazd. Dziadek miał to zrobione pod tym kątem. Obok stała też wajnsztuba.
Wajnsztuba?!
- Ano tak, wajn - wino, sztuba - chyba kąt. Winny kąt, winny pokój. Był też zajazd dla koni. Z murowanej cegły. W karczmie stał też tonbank.
Tonbank? A co to takiego? - ot, mamy lingwistyczne problemy.
- Lada. Na tej ladzie jeszcze po wojnie stała ręczna kasa fiskalna. Córka Elżbieta (która przysłuchuje się naszej rozmowie i od czasu do czasu coś dopowiada) się nią bawiła.

Pan Ossowski i wystawinóżka
- Ludzie mówili do mojego teścia "Pan Ossowski", chociaż najbogatszy w Pinczynie to on tu nie był. Albo mówili "Pamiętam Pana Ossowskiego". Miał autorytet. Zwracali się do niego z wielkim szacunkiem.
I zapewne nosił się dostojnie...
- Miał biała westka i zegarek na złotej kecie.
Teściowa zapewne też pięknie się nosiła?
- Babcia Ossowska to była taka wystawinóżka.
???!
- To znaczy bardzo elegancka kobieta. Miała zawsze nienagannie wyczyszczone buty - wyjaśnia Elżbieta.
No proszę, jaki ten język polski jest bogaty.

Po czasie GS-ów
Po wojnie historia domu układała się jak historia PRL-u. Część dołu wydzierżawiły GS-y. W części znalazły miejsce Klub Rolnika i przedszkole. Po 1989 roku pomieszczenia po GS-ach przejęły (panie mówią: odzyskały) córki pani Marii.
- Trzeba było odnawiać, bo GS-y zostawiły to w złym stanie. Cała kamienica przeszła gruntowny remont. Nowe drzwi, okna, schody, ściany, dach.
I teraz ładnie wygląda. Historia w pewnym sensie zakreśliła koło. W tym domostwie są teraz eleganckie placówki handlowe.
- Teraz są tu cztery sklepy prywatne - mówi Elżbieta.
- Jedną część ma córka Elżbieta (Klinkosz) - wyjaśnia pani Maria - drugą córka Barbara (Rytlewska). Sklepy przejęły w latach 90.
Nie bała się pani tak przejąć i uruchomić sklepu? W 1990 r. jeszcze mało kto sobie wyobrażał, jak będzie wyglądał prywatny handel... - zwracamy się do Elżbiety.
- Byłam jedną z pierwszych ze zwolnień grupowych w Elektronie - mówi córka pani Marii. - Nie pracowałam wcześniej w handlu, nie miałam doświadczenia i wchodziłam w to z pewną obawą. Nie spałam wtedy kilka nocy. Do tego duże obiekcje przy przejęciu tych sklepów miał ówczesny prezes GS-ów Franciszek Puttkammer. Powiedział mi tak: "Nie wiem, czy pani wytrzyma, bo będziemy konkurencją". "To nic, zaryzykuję" - odparłam.

Jakoś się kręci
I po tych kilkunastu latach dzięki tym sklepom budynek odżył. Jak idzie?
- Ni płakać, ni skakać. Mam swoich klientów. Mam... Właścicielem sklepu jest mąż Roman, więc on ma. Zatrudniamy na całym etacie dwie osoby i jedną na pół. Siostra ma też swoich klientów. Ona miała pewne doświadczenie, bo wcześniej pracowała w sklepie państwowym.
Nie może być źle. Ten dom ma tradycję i tu jest przecież centrum wsi.
- To nie centrum. Dzisiaj to właściwie koniec wsi. Społeczeństwo jest tu, w tej części Pinczyna, stare. Ponadto mamy tu osiem sklepów spożywczych.
No tak, faktycznie - ten wielki Pinczyn wyrósł po drugiej stronie torów. Historia niby zatacza koło, ale to pozory. Nie ma powrotu do przeszłości, zwłaszcza po tak długo trwającym okresie socjalizmu. Ale jakieś nawiązanie do tradycji jest.

1. Pani Maria Ossowska i jej córka Elżbieta nie bez wzruszenia oglądają jedno z nielicznych starych zdjęć.
2. Dom Ossowskich - niegdyś zajazd z miejscami noclegowymi, restauracją i "hotelem" dla koni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz