Źle być "złotą rączką"
Czesław Olszewski odziedziczył w wieku 28 lat 8 ha ziemi, stare zabudowania gospodarcze i budynek mieszkalny. Rodzice hodowali trzodę, bydło mleczne i opasowe. Syn od początku nastawiał się na specjalizację. Dzisiaj hoduje się tu trzodę chlewną, ale jest też 9 sztuk bydła opasowego. Został powiększony areał. Olszewscy gospodarują teraz na 70 ha (połowa dzierżawiona). W latach 70. pobudowano nowy budynek mieszkalny i budynki gospodarcze. Niedawno je zmodernizowano. - Ja wszystko robię sam. Naprawiam sprzęt, ale buduję i tynkuję, maluję i tapetuję. U mnie nie ma żadnych fachowców. W tym pokoju wszystko też sam robiłem. Tylko chłopcy mi pomagali. Ale to niedobrze tak wszystko umieć, być "złotą rączką", bo nie ma się zupełnie dla siebie czasu.
Krowę kijem odganiałam
Żona Czesława Helena jest córką kolejarza. Nie miała pojęcia o pracy na roli.
- Byłam bardzo młoda, kiedy tu zamieszkałam. Bałam się zwierząt. Krowę to kijem odganiałam, bo bałam się, że zrobi mi krzywdę. Ale z biegiem czasu nauczyłam się wszystkiego. Mówi się, że konia nauczy się ciągnąć, więc co dopiero człowieka? Ale niezbyt miło wspominam ten czas. Miałam bardzo ciężko. Teściowie wcześnie zmarli, a tu małe dzieci i dużo obowiązków. Wszystko na nas spadło.
Spadkobiercy
Olszewscy są rodzicami pięciorga dzieci. Troje starszych dzieci się usamodzielniło, mieszka poza domem. Dwoje najmłodszych - Juliusz i Judyta zostało spadkobiercami gospodarstwa. Każde ma po połowie. - Te najmłodsze dzieci zawsze nam najwięcej pomagały. W tej chwili za gospodarstwo w zupełności odpowiada Juliusz. Ten od najmłodszych lat interesował się gospodarstwem i potrafił być za wszystko odpowiedzialny. Nigdy się na nim nie zawiedliśmy. Szkoda, że jest tak bardzo skryty. Niewiele można się od niego dowiedzieć - mówi tato.
Zwierząt nie można zostawić
- Życie upływa tu na ciągłej pracy - mówi Helena. - Kiedyś byliśmy na wycieczce na Węgrzech i raz w NRD na zaproszenie kuzyna, ale zawsze wyjeżdżaliśmy na krótko. Przecież zwierząt nie można samych zostawić. I choć mieliśmy najętych ludzi na karmienie, to i tak spieszyliśmy do domu z obawy, czy aby wszystko w porządku. Teraz, kiedy dzieci są dorosłe, moglibyśmy pojeździć. Rok temu byliśmy w sanatorium. Podobało się nam. Może podobne wyjazdy będą czymś normalnym? - w głosie pani Helena słychać nutkę nadziei.
Tekst i foto Teresa Wódkowska
Foto:
1. Czesław - wzorowy rolnik.
2. Czesław i Helena Olszewscy w salonie, gdzie wszystkie prace wykonał sam gospodarz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz